Medytacje nad życiem duchowym – cz. V

Szukajcie więc najpierw Królestwa Boga i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane. Nie martwcie się o dzień jutrzejszy, bo jutro zatroszczy się samo o siebie. Każdy dzień ma dość własnego utrapienia (Mt 6,33-34).

Zamartwianie się jest pożeraczem pragnień. Potrafi ono zniweczyć nawet najpiękniejsze marzenia, plany, aspiracje i ograniczyć życie człowieka do takich wyborów, których głównym dążeniem jest to, aby się nie bać, byle tylko przeżyć, przetrwać, odczuć ulgę. Tymczasem bez podejmowania ryzyka, trudno o jakikolwiek życiowy rozwój. Może właśnie dlatego, Jezus, zamartwianiu się rozumianemu jako postawa życiowa, przeciwstawia poszukiwanie królestwa Bożego. Jakby chciał swoich słuchaczy przekonać, że nie warto angażować swoich starań w zamartwianie się, w zapobieganie mało prawdopodobnym nieszczęściom i hipotetycznym brakom. Natomiast bardzo warto zagospodarować je w zaangażowane poszukiwanie, badanie, dociekanie, czyli w realizację duchowych potrzeb i pragnień, noszonych głęboko w sercu. To właśnie takie staranie się Jezus chce ukierunkować na królestwo Boże.

Ze zrozumieniem rzeczywistości, która kryje się za terminem królestwo, mamy dzisiaj niemały problem, ponieważ automatycznie utożsamiamy go z terytorium, na którym władzę sprawuje jakiś konkretny król. Te skojarzenia są właściwe nam jako ludziom XXI wieku, ponieważ zostaliśmy ukształtowani przez bardziej lub mniej demokratyczne mechanizmy wyborów władz, które swoje rządy sprawują w ramach konkretnego terytorium. Generalnie rzecz ujmując bardziej czujemy się związani z poglądami reprezentowanymi przez daną partię polityczną niż z obecnie sprawującym władzę premierem czy prezydentem. Oni zbyt szybko się zmieniają, zbyt szybko znikają z przestrzeni publicznej, aby angażować się emocjonalnie w relację z nimi.

W tradycyjnie rozumianych królestwach, poddani wchodzili w więź zależności z konkretną osobą, z królem, a on wiązał się ze swoimi poddanymi, stając się dla nich przede wszystkim obrońcą i opiekunem. Poddani zobowiązywali się utrzymywać od strony materialnej dwór królewski, jego urzędników i wojsko, a król zobowiązywał się prowadzić taką politykę, aby oni mogli żyć w pokoju i dobrobycie. Pojęcie państwa ze swoim terytorium, czy tożsamość narodowa, to wynalazki XVIII wieku. Natomiast od starożytności aż po średniowiecze, królestwo było tylko tam, gdzie ludzie dokonali życiowego wyboru i uznali konkretnego człowieka za króla. Stąd wzięła się praktyka składania nowemu królowi hołdu przez poddanych.

Takimi kategoriami posługiwali się ludzie w czasach Jezusa i do takich kryteriów On się odwołuje, zapraszając swoich uczniów, aby zamiast martwić się o dzień jutrzejszy, szukali królestwa Bożego, czyli wybierali Boga na króla. Nie był i nie jest to wybór dla nas łatwy, ponieważ dokonuje się w nieustannym zmaganiu pomiędzy rodzącym się wewnętrznym oporem, a pragnieniem powierzenia się Bogu, zaufania Mu. Opór jest strażnikiem wielu naszych osobistych dóbr, niejako troszczy się o naszą wewnętrzną wolność i godność lecz jeśli zdominuje nasze myślenie i postrzeganie świata, jeśli zawładnie człowiekiem, przeradza się w przymus sprawowania kontroli nad wszystkim, co ostatecznie jest niemożliwe do zrealizowania i wprowadza człowieka w poczucie bolesnego osamotnienia. Tymczasem pragnienie zaufania, powierzenia się Bogu są najgłębszym wyrazem naszej potrzeby bliskości, przynależności do Niego, poczucia sensu życia.

Obie te wewnętrzne siły nie przyczynią się do naszego rozwoju jeśli będą nieustannie ze sobą walczyć. Potrzebujemy zaprosić je do wewnętrznego dialogu, aby mogły one służyć naszemu duchowemu wzrastaniu. Zapewne dlatego Jezus dla opisania tej wewnętrznej dynamiki dialogu posługuje się subtelną zachętą: szukajcie, którą można byłoby rozumieć również jako: badajcie, rozeznawajcie, starajcie się.

Kiedy nasz wewnętrzny opór podpowiada, że Ojciec niebieski wcale nie jest kimś dla nas bliskim, ale wręcz przeciwnie jest obcy, to warto tę podpowiedź rozważyć. Nawet jeśli posiadamy obszerną wiedzę teologiczną czy katechetyczną, nawet jeśli mamy w sobie intelektualną zgodę na prawdy naszej wiary, możemy nie doświadczać sercem, tego co wyznajemy intelektem i ustami. Dlatego potrzebujemy świadectwa Jezusa o Jego przeżywaniu nieustannej bliskości Ojca, aby swój własny opór obłaskawić i zaryzykować otwarcie serca na tę ojcowską bliskość. Ojciec nie jest kimś obcym, On jest bliski.

Z brakiem odczuwania bliskości Ojca mocno związana jest umiejętność lub nieumiejętność nawiązywania i podtrzymywania osobowego kontaktu. Trudno wyobrazić sobie, aby było możliwe doświadczanie bliskości Boga, podczas gdy „odbiornik” tej bliskości w człowieku czyli uwaga, skupienie, słuchanie nie są ukierunkowane na Niego, gdy zaangażowane są w inne sprawy, np. w martwienie się. Także w tej ludzkiej nieumiejętności, potrzebujemy świadectwa Jezusa, który cały ukierunkowany jest na Ojca, na więź z Nim, na nieustanne podtrzymywanie kontaktu. On żyje więzią z Ojcem, karmi się nią, z niej czerpie siłę w trudnościach i miłość do prześladowców. Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30).

Rozważając tajemnicę woli Bożej, najczęściej rozumiemy ją w kluczu rozpoznawania tego, co Ojciec nakazuje nam robić lub w jakich przestrzeniach mamy być Jemu posłuszni. Tymczasem wola Ojca to pojęcie o wiele szersze. Przede wszystkim jest osadzona, zakorzeniona w Jego wszechwiedzy i mądrości, wszechmocy i twórczej miłości, które są stale ukierunkowane na człowieka, na każdego i każdą z nas. Odnoszą się zatem do ludzkiego życia i tych potrzeb, bez zaspokojenia których nie moglibyśmy żyć.

Stąd, chociaż nasz ludzki opór może podpowiadać coś zupełnie innego, świadectwo Jezusa jest prawdziwe: Skoro Ojciec karmi ptaki niebieskie, to czyż nie jesteśmy cenniejsi niż ptaki? (6,26) Jeśli więc roślinę polną, która dziś jest, a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, to czy nie o wiele bardzie nas, ludzi małej wiary? (w. 30). Nasz Ojciec w niebie zna wszystkie wasze potrzeby (w. 32). Wszystko będzie wam dodane… jutro zatroszczy się samo o siebie (w. 34). Przesłanie tych słów Jezusa można by zamknąć w stwierdzeniu, że Ojciec zna nasze potrzeby lepiej od nas samych. Dlatego warto Mu zaufać i powierzyć się Jemu.

Kiedy wsłuchujemy się w słowa Jezusa o nakarmionych do syta ptakach latających po niebie i pięknie ubranych liliach polnych to mogą one wywołać w naszej wyobraźni obraz wspaniałej uczty. Nas, wiecznie zamartwiających się o wszystko, o jedzenie, ubranie, dach nad głową, wciąż zalęknionych i skoncentrowanych na tym, żeby niczego nam nie zabrakło, Jezus, zaprasza na eucharystyczną ucztę, którą każdego dnia przygotowuje dla nas Ojciec. Jest to uczta, na której głównym „daniem” jest Jego Miłość. O jej przyjmowanie warto się zatroszczyć, bo wszystko inne, wszystko co potrze nam jest do godnego życia, będzie nam dodane.

Czy odczuwam w swoim sercu zmaganie mojego oporu z pragnieniem bliskości Boga? Bycia odrębnym będącym w stanie wojny z pragnieniem doświadczania bliskości Ojca?