Medytacje nad życiem duchowym – cz. III

Kto z was martwiąc się może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? (Mt 6,27)

Zamieszanie jest wielkie, choć zapewne nie koniecznie świadomie przeżywane. Nie zastanawiamy się przecież na co dzień, próbując opisać to co w sobie przeżywamy, czy zmartwienie jest tym samym co troska, a troszczenie się tym samym co zamartwianie. Nawet dociekliwi poszukiwacze słusznych racji, nawet skrupulatni perfekcjoniści czy uczeni badacze języka mogą popaść w zwątpienie, gdy wertując w szacownych słownikach odnajdą ten sam definicyjny chaos. Bo ludzie nagminnie uznają je za synonimy, za słowa, które możemy stosować zamiennie, aby nie narazić się na stylistyczne faux pas.

Prawdopodobnie jednak ten zewnętrzny, intelektualny chaos jest jedynie przejawem innego zamieszania. Tym razem głębszego i zarazem dotkliwiej przeżywanego, bo pełni on rolę podobną do wirusa atakującego ludzki organizm. Sam z siebie nie żyje, ale zakaża życie człowieka lękiem w taki sposób, że w pewnym momencie przestaje być ono życiem, a staje się udręką. Można tę udrękę próbować usensownić i to nawet szczerze, a nasz ludzki umysł chętnie podejmie się realizacji tego zadania. Jednak jest to wysiłek bardzo wyczerpujący, bo udawanie przed samym sobą pochłania bardzo dużo sił i w ostatecznym rozrachunku okazuje się daremny.

Tłumacza Biblii Tysiąclecia spotkała podobna trudność w odróżnianiu troski (merimnao) od zmartwienia (merimnao z Acc) co wielu z nas. Próbował jednak podeprzeć się w swojej interpretacji słów Jezusa słowem „zbytnio”: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie… (Mt 6,25); A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? (w. 28); Nie troszczcie się zbytnio o jutro (w. 34; por. w. 31). Zapewne czyni tak dlatego, aby złagodzić radykalizm Jezusowej wypowiedzi, którą można by zrozumieć jako zachętę do zaprzestania pracy, potępienie gromadzenia zapasów czy zabiegania o odpowiedni ubiór. Kłopot interpretacyjny słów Jezusa tkwi raczej w utożsamianiu troski ze zmartwieniem, a nie w wymaganym od uczniów skrajnym radykalizmie w odniesieniu do pokarmów czy ubiorów.

Ewangeliści w swoich opowiadaniach o Jezusie przekazują nam przekonanie, że On nie koncentrował się ani na pokarmach ani na ubiorach. Sugerują, że jako dorosły mężczyzna uczciwie pracował na swoje utrzymanie i swojej rodziny, a kiedy podjął misję posłanego przez Ojca, korzystał z tego co z dobroci serca i miłości ofiarowali Mu inni ludzie. On troszczył się o nich, a oni troszczyli się o Niego, a motywacją tej wzajemnej troski była jedynie miłość. Bo troszczyć się prawdziwie może tylko ten człowiek, który kocha. On troszczył się o nich, czasem z bólem serca, kiedy patrzył im w oczy i widział lęk, kiedy słuchał bicia ich serc i słyszał krzyk rozpaczy, a w ich słowach odkrywał fałsz. Tę troskę ewangeliści nazywają miłosierdziem, współczuciem, współodczuwaniem, współcierpieniem (Mt 9,36). Oni zaś troszczyli się o Niego dając Mu dach nad głową, karmiąc, przyjmując do siebie w gościnę (np. Mt 8,5.14; 9,10; Łk 10,38-41).

Natomiast zmartwienie ma swoje źródła zupełnie gdzie indziej i czym innym jest motywowane. Ono rodzi się z lęku i nim się karmi, a gdy urasta w siłę, zamienia życie w dotkliwą i nieustanną udrękę. Może to być głęboko ukryty lęk przed cierpieniem, lęk o życie, który w akceptowalny dla własnego wewnętrznego wizerunku sposób przejawia się w obawie przed tym, żeby nie zabrakło pokarmu, albo żeby nie zabrakło pieniędzy na pokarm. Czasem przyjmuje maskę troski o innych ludzi, ale w swej istocie bliżej mu do egoistycznego lęku przed popełnieniem błędu, przed poczuciem winy, przed bolesną stratą kochanej osoby. Innym razem przeistacza się w obawę wobec tego co nowe i nieznane, przed zmianą, również tą wewnętrzną, którą ewangelie nazywają nawróceniem.

Innym razem jest to lęk przed społecznym odrzuceniem, który ostatecznie też jest bardzo pierwotnym lękiem przed cierpieniem, lękiem o życie, który zamienia się w staranie o przestrzeganie ogólnie przyjętych norm, stylów, gustów, mód. Ubiór w starożytności to nie tylko szaty okrywające ciało, ale przede wszystkim pozycja społeczna, ranga, status materialny. Zatem słowa Jezusa dotyczą tu lęku przed byciem nikim w oczach ludzi, byciem nieważnym oraz pragnienia, żeby zyskać ich uznanie i być kimś.

Z naszych rozważań wynika wniosek prosty dla zrozumienia, ale często trudny do zastosowania w codzienności, aby próbować rozpoznawać, odróżniać od siebie i uczciwie nazywać to co w nas jest przejawem troski, a co zamartwiania się. Wiele dobra i pokoju wprowadzi w nasze serca uczciwe nazwanie w sobie tych przeżyć, postaw i motywów branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, czy rodzą się one z miłości czy raczej są przejawem lęku. Za każdym razem kiedy ten trud w sobie podejmiemy istnieje duża szansa, że zamkniemy za sobą drzwi przed nękającą jak nieproszony gość udręką rozpamiętywania co mogłoby się zdarzyć, aby otworzyć się na dar Bożego życia doświadczanego tu i teraz. Życie duchowe to życie, które karmi się miłością a nie lękiem.

Czy w aktualnie przeżywanych kłopotach osobistych, rodzinnych, zawodowych bardziej lękam się czy współczuję? Martwię się czy raczej troszczę?