Medytacje nad życiem duchowym – cz. II

Popatrzcie na ptaki pod niebem, nie sieją ani nie zbierają plonów i nie gromadzą w spichlerzach, a wasz Ojciec, który jest w niebie, karmi je. Czy nie jesteście cenniejsi niż ptaki? (…) A o ubranie dlaczego się martwicie? Zwróćcie uwagę na lilie polne, jak wzrastają. Nie pracują ani nie przędą, a mówię wam, że nawet Salomon w całej swojej chwale nie był tak ubrany, jak jedna  z nich. Jeśli więc roślinę polną, która dzisiaj jest a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, to czy nie o wiele bardziej was, ludzie małej wiary? (…) Szukajcie więc najpierw królestwa Boga i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane (Mt 6,26.28-30.32).

Każda władza, wcześniej czy później dochodzi do wniosku, że najłatwiej jest sprawować rządy, gdy wszelkie przejawy życia społecznego określone zostaną nakazami i zakazami. Oczywiście deklarowaną intencją takich poczynań jest dobro ludzi jej powierzonych. Jednak, ponieważ zdaniem władzy ludzie zasadniczo nie wiedzą co jest dla nich dobre, a jeśli wiedzą to nie potrafią tego dobra wybierać, potrzeba precyzyjnie je opisać odpowiednimi rozporządzeniami i wymusić jego realizację. Do egzekwowania tych rozporządzeń władza gotowa jest użyć wszelkich koniecznych środków, a przede wszystkim środków przymusu. I tak się zamyka pętla prawa i lęku przed karą. Wszystko zaś, dla jakiegoś ogólnie pojmowanego dobra ogółu.

Oczywiście są takie przestrzenie naszego życia, które muszą określać i precyzować ogólnie przyjęte zasady. Jakaś umowa społeczna porządkująca życie wielkich rzesz ludzi, zamieszkujących metropolie, miasta i wsie. Czy to będą prawa człowieka, zasady savoir vivre, czy przepisy o ruchu drogowym – potrzebujemy pewnych powszechnie przyjętych reguł postępowania, aby naszego życia nie pochłonął chaos. Jednak znów mamy do czynienia z sytuacją, w której konkretny człowiek staje pomiędzy opresją, a osobistym wyborem i jego konsekwencjami.

Istotną rolę w odnalezieniu swojego własnego miejsca w życiu osobistym i społecznym wobec ustanowionych praw i wszelkich myślowych stereotypów, odgrywa wewnętrzne rozeznanie. Dotyczy ono proponowanej przez innych ludzi perspektywy i pytania czy jest ona jakoś zbieżna z moim postrzeganiem tego, co jest właściwe i niewłaściwe, sensowne albo bezsensowne? Czy proponowany mi sposób rozumienia rzeczywistości i jej oceniania jest mi bliski, czy też nie mam z nim zbyt wiele wspólnego?

Postawione pytania podprowadzają nas pod przesłanie słów Jezusa z zacytowanego wyżej fragmentu Ewangelii. Jezus dzieli się swoją perspektywą patrzenia na życie i zaprasza do jej przemyślenia. To prawda, Jezus naucza jak ten, który ma władzę (Mt 7,28), a nie jak uczeni w Piśmie. Jednak właśnie dlatego, że ma władzę inną niż tę, którą posiadają władcy z Jego czasów, stwarza ludziom przestrzeń wolności. On wierzy, że każdy człowiek potrafi właściwie wybierać i podejmować decyzje, jeśli tylko znajdzie ku temu odpowiednie warunki. Jeśli otrzyma potrzebną mu wiedzę i porzuci myślenie lękiem na rzecz ufności.

Jaki jest punkt widzenia Jezusa? Najpierw jest to perspektywa ptaków. Ich przestrzenią życia jest niebo i z wysokości niebiańskich przestworzy patrzą na ziemię, symbolizującą ich potrzeby związane z pokarmem i napojem. Dla nich żyć to wzbijać się w niebo, korzystać do woli z przestrzeni pomiędzy niebiosami i ziemią. Obce im są udręki wynikające z obawy, że zabraknie im tego, co konieczne do życia. Potrafią na bieżąco dbać o swoje potrzeby, bo Pan Bóg wyposażył je we wszystko, co jest im potrzebne do zabezpieczenia własnego życia. Posiadają odpowiednie walory ciała i właściwą sobie inteligencję, a Stwórca tak zaprogramował i skoordynował poszczególne elementy świata, że ptaki znajdują potrzebny im pokarm i to we właściwym czasie (Ps 104, 27-28).

Jezus patrzy na tajemnicę życia również z perspektywy lilii polnych, które od samego początku, od maleńkiego kiełka, dążą ku niebu, aż rozkwitną kwiatami wpatrzonymi w słońce. Lilia, jak przystało na roślinę, czerpie siły witalne z ziemi i wody, ale swoje piękno zawdzięcza niebu, w które się wpatruje. Pan Bóg tak zaplanował sposób, w jaki lilia się rozwija, że wystarczy, aby jej cebulka znalazła odpowiedni dla siebie kawałek ziemi, a rozkwitnie całym swoim pięknem. Ona po prostu ma ten Boży projekt wpisany w swoją egzystencję i nie może wyrosnąć inna, jak tylko piękna.

Zdumiewające jest to, że Jezus jest na tyle uważny i na tyle pokorny, aby zwrócić swoją uwagę, dostrzec i odnaleźć prawdę o tajemnicy ludzkiego życia w tym, jak Pan Bóg stworzył świat. Jak cudownie wyposażył zwierzęta i rośliny we wszystko co im potrzebne do spokojnego życia i przeżywania swej egzystencji w taki sposób, że zachwyca ona swoim pięknem. Zaś w rozważanym przez nas fragmencie czyni aluzję do stworzonego świata, aby przekonać swoich uczniów, do tego czym sam żyje: Pan Bóg tak wyposażył człowieka, że ma on wszystkie środki do tego, aby zadbać o swoje potrzeby oraz stworzył człowieka naturalnie pięknym.

Zatem martwienie się o to, co będziemy jeść, co będziemy pić i w co będziemy się ubierać, rodzi się z przekonania, że chociaż Stwórca uczynił cały świat zdumiewająco harmonijnym i pięknym, to spartaczył swoją robotę w odniesieniu do człowieka. Stworzył go niekompletnym i brzydkim, a my swoimi wysiłkami musimy tę niekompletność zabezpieczyć, a brzydotę ukryć. Tymczasem Pan Bóg również ludzi wyposażył w to, co nam potrzebne do zadbania o swoje życie i stworzył nas pięknym tak, jak otaczający nas świat, a nawet jeszcze bardziej. Problem w tym, że z powodu wątpliwości, będących naszym udziałem w dziedzictwie grzechu pierworodnego, nie potrafimy tego w sobie doświadczać. Potrzebujemy nauczyć się od ptaków i lilii polnych przeżywania swojej kompletności i swojego piękna.

Czy zauważam w sobie takie przestrzenie swojego człowieczeństwa, w których dostrzegam swoją niekompletność lub brzydotę? Jakie uczucia rodzą się we mnie w związku z nimi? Czy umiem się tymi uczuciami modlić?

Michał Deja OFMCap