
Napiszę na nim imię (Ap 3,12)
Wiele jest znaków świadczących o miłości, a wśród nich są i takie, w których najistotniejszą rolę odgrywa podpis umieszczony w jakimś symbolicznym miejscu. I nie mam tu bynajmniej na myśli oficjalnych dokumentów, ale zupełnie niezaplanowane wcześniej, spontanicznie podjęte decyzje, aby złożyć swoje podpisy np. na pniu wiekowego drzewa, na jakimś starym miejskim murze czy też na kłódce przypiętej do bariery mostu.
Znamy dobrze te niezbyt chwalebne praktyki kaleczenia pnia, na którym jakiś zakochany chłopak wyrył scyzorykiem dwa imiona, swoje i swojej ukochanej, i zamknął je we wnętrzu wyciętego serca. Spontaniczność nie zakłada jakiegoś ukierunkowanego namysłu, ale sam fakt, że ktoś wybrał właśnie drzewo jest znaczący. Przecież można to odczytać jako wyraz wielkiej nadziei, że długowieczność rośliny zapewni trwałość miłości. Będą zmieniać się pory roku, liście będą rozwijać się z pąków i opadać, pojawią się nowe gałęzie, a niektóre uschną i strąci je wiatr, ale miłość zakochanych trwać będzie zawsze. Jak trwa drzewo na przekór nieubłaganie płynącemu czasowi.
Wielowiekowe mury mają zaś to do siebie, że niezachwianie stoją. Wyblaknie farba, którą zostały pomalowane, odpadnie tynk, pozostanie dziura po ostrej lancy lub pocisku z czasów wojny, a on stoi stabilnie. Nosi na sobie znaki upływających lat, które zamieniają się w wieki, a nawet tysiąclecia, a on trwa. Może i za namalowanymi na murze przez zakochanych swoimi imionami kryje się również i takie przekonanie, że ich miłość przetrwa wojenne burze, słońce, deszcz, sól i mróz, bo takie są ich pragnienia. Są świadomi tego, że będą się starzeć, niedołężnieć, tracić urodę, ale pragną, aby ich miłość wciąż stabilnie, niezachwianie trwała.
Kłódki zapięte na barierach mostu, na których napisano imiona zakochanych to tylko część zawartej w nich symboliki. Potrzeba bowiem, aby zakochani razem rzucili za siebie klucz od kłódki do płynącej w dole rzeki, aby wybrzmiała cała symboliczna wymowa tego znaku. Tak jak niemożliwe jest odnalezienie klucza w płynącej rzece, tak niemożliwym wydaje się im obojgu, że kiedykolwiek zapragną się od siebie odłączyć, rozdzielić. Klucz do ich więzi utonął w ich miłości, a oni nie chcieli patrzeć, w którym miejscu wpadł do rzeki.
Te trzy przykłady sięgają do najbardziej pierwotnych intuicji, jakie nosimy w sobie jako ludzie, od kiedy wynaleźliśmy pismo. To, co zapisane trwa, a gdy zapiszemy obok siebie imiona osób, które się kochają to oznacza, że ich miłość zyska walor trwałości, stałości, nierozerwalności. Zatem kiedy w rozważanym przez nas tekście odkrywamy deklarację Chrystusa: Napiszę też na nim (na kolumnie, którą jest zwycięzca, anioł Kościoła w Filadefii) imię Mojego Boga i nazwę miasta Mojego Boga, Nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Mojego Boga, i Moje nowe imię (Ap 3,12), to zauważamy tę samą intuicję, tę samą myśl: to co zapisano na kamiennej kolumnie trwa wiecznie.
Powróćmy pamięcią do listu, jaki Chrystus posyła do Kościoła w Pergamonie, do słów: Zwycięzcy dam (…) biały kamyk, a na kamyku napisane nowe imię, którego nikt nie zna poza tym, który je otrzymuje (Ap 2,17). W zestawieniu tych dwóch wypowiedzi możemy zauważyć głęboką mądrość. Do prawdziwej miłości zdolny jest tylko ten człowiek, który wie kim jest i potrafi być sobą wbrew wszelkim zewnętrznym okolicznościom w tym społecznej presji. Taka była sytuacja chrześcijan w Pergamonie, którzy o zachowanie swojej chrześcijańskiej tożsamości potrafili skutecznie zawalczyć. Dopełnieniem ich postawy, którą symbolizuje imię zapisane na białym kamieniu, jest dopisanie imion Boga, miasta zstępującego od Boga i nowego imienia Chrystusa, które oznacza gotowość chrześcijan z Filadelfii do wejścia w głębię trwałej miłości, jaką żyją Ojciec i Syn.
To nie jest przypadek, że pomiędzy Nimi, pomiędzy Ojcem i Synem, zostaje wyryta na kolumnie, wykonanej zapewne lśniąco białego, pentelickiego marmuru, nazwa: Nowe Jeruzalem. Bo po między Ojcem i Synem jest przestrzeń, przeznaczona dla miłujących się braci i sióstr, czyli dla Kościoła. Zwycięzca, czyli chrześcijanin z Filadefii, nie tylko doświadcza trwałej, stabilnej, nierozłącznej miłości Ojca i Syna, ale zostaje wpisany na zawsze do grona mieszkańców Niebieskiego Jeruzalem. Do Miasta Boga żyjącego do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla (Hbr 12,22-24).
W tej przestrzeni „pomiędzy” nigdy nie będzie już osamotniony. Bowiem „wyrycie” w kamieniu wszystkich tych imion oznacza stałe, niegasnące doświadczanie obecności Trójcy Przenajświętszej i miłujących się chrześcijan, tworzących Kościół. Jest on filarem, który stoi pośród wielu innych filarów i kolumn, a przestrzeń pomiędzy nimi jest miejscem świętym, świątynią Boga, gdzie każdy spragniony może nasycić się Bożą miłością. Starożytne budowle i ich kolumny runęły. Zniszczyły je upływający czas, trzęsienia ziemi, a czasem sami ludzie. To co materialne niszczeje i w proch się obraca (Ps 33,10). Przetrwa tylko to, co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.