
Władza kontra więź (Ap 2,26-29)
Władza to wielka pokusa. Mami człowieka poczuciem wyjątkowości, uwodzi iluzją wszechmocy, łudzi przekonaniem o nieomylności, a przede wszystkim wydaje się być lekarstwem na własny lęk. Ten wątpliwej jakości „medykament” działa według zasady, że to inni mają się bać, tego który władzę sprawuje, a nie on. Tak właśnie samych siebie stawiamy przed dramatycznym wyborem: albo władza albo bezwładność, albo przemoc albo niemoc, albo poczucie wyjątkowości albo szara masa tłumu.
Jednak nie zawsze tak było. Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju przekonują nas o tym, że był taki czas, kiedy władza nikomu nie była do szczęścia potrzebna. Nie potrzeba było ustalać hierarchii ważności między ludźmi ani stopni obowiązywalności ich słów. Nie potrzebne było ustalanie praw człowieka ani powoływania armii do ich ochrony. Nie potrzebne było rozróżnienie na prawodawców i tych, którzy są zobowiązani do jego przestrzegania. Każdy mógł być sobą, aż po bezbronność, aż po bezsilność, aż po nagość. Każdy czuł się sam w sobie ważny i zarazem potrafił doceniać innych w taki sposób, aby mogli siebie przeżywać jako wielką wartość.
Choć odwołaliśmy się w tych rozważaniach do czasu, kiedy Adam i Ewa przebywali w raju, to jednak bardziej niż o czas chodzi nam o pewien wyjątkowy stan człowieczeństwa, który moglibyśmy określić jako stan przeżywania własnego życia i wszystkich relacji bez lęku. Strach w odróżnieniu od lęku jest naturalnym zabezpieczeniem, które chroni nas przed realnym niebezpieczeństwem. To swego rodzaju wewnętrzny czujnik, a jego zadaniem jest ostrzeganie, skupianie uwagi na ochronie życia, zdrowia, swoich własnych granic, poza które nie wpuszcza się nieodpowiednich osób. Natomiast lęk to takie poczucie zagrożenia, którego źródłem jest wyobraźnia, a nie realne niebezpieczeństwo. Posługując się kategoriami biblijnymi moglibyśmy nazwać lęk logiką węża, protagonisty opowiadania o grzechu pierworodnym (Rdz 3), która w istocie jest logiką podejrzliwości.
Walka o władzę rozpoczęła się w historii ludzkości w momencie, kiedy wraz z dziedzictwem grzechu pierworodnego otrzymaliśmy w spadku po pierwszych rodzicach właśnie logikę podejrzliwości. Jej skutki opisał Stwórca w sentencji wyroku wypowiedzianego pod adresem Ewy po grzechu, który w swej istocie dotyczył ich obojga: ku swemu mężowi będziesz kierowała swoje pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą (Rdz 3,16). Od tego momentu rozpoczyna się nie tylko walka o władzę, ale również swego rodzaju „wyścig zbrojeń”, w którym każde z nich będzie zdolne wykorzystywać wszelkie możliwości i okoliczności, również wzajemną znajomość, aby nie czuć się bezbronnym, zagrożonym, niepewnym, aby się nie lękać, ale w jakiś sposób panować.
Czytając Księgę Rodzaju natychmiast spotykamy się ze skutkami takiego podejścia do życia. Morderstwo dokonane na Ablu przez jego brata Kaina (Rdz 4,1-16), demoralizacja ludzkości za czasów Noego (Rdz 6-9), wieża Babel (Rdz 11,1-9) to jedynie przykładowo przywołane obrazy następstw życia całych społeczeństw według logiki węża. Według jedynej możliwej alternatywy: panuję i żyję lub poddaję się panowaniu i umieram.
Chrystus „promuje” innego rodzaju władzę, która przekracza dychotomiczny wybór właściwy logice podejrzliwości. Jej sprawowanie polega na życiu bez lęku. W wolności od lęku przed ludźmi i Bogiem. Jest ona zatem całkowitym przeciwieństwem pseudomądrości węża. Tak żyje Jezus. Sensem Jego życia nie jest to, aby się nie bać, ale trwanie w bliskiej, intymnej, miłosnej w więzi z Ojcem. Chociaż niespecjalnie to eksponuje w swoim nauczaniu, to jednak Jego odwaga, otwartość, wewnętrzna siła są prawdziwym przejawem więzi z Ojcem. Zatem to nie zabezpieczanie się przed więzią uwalnia od lęku, ale właściwe trwanie w niej usuwa lęk. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk – jak stwierdził św. Jan w swoim liście (1J 4,18).
Kiedy czytamy starotestamentalne proroctwa o Mesjaszu, choćby to z Ps 2, które zostało zacytowane w rozważanym przez nas fragmencie (Ap 2,27), rozumiemy je najczęściej w kategoriach królewskiego sprawowania władzy nad narodami i wrogami. Żelazna rózga służąca do ujarzmiania zwierząt, potłuczone gliniane naczynie (Ps 2,9) kojarzą się nam raczej z przemocą niż z siłą. Tymczasem w pojmowaniu Jezusa są one symbolicznym przedstawieniem tego, co więź z Ojcem niebieskim czyni z ludzkim lękiem. W rozważanym przez nas fragmencie listu do chrześcijan w Tiatyrze, są one symbolami procesu wyzwalania uczniów z lęku, czyli logiki podejrzliwości tak bardzo charakterystycznej dla węża kusiciela. Ten uczeń, który doświadczył uwalniającej od lęku więzi z Ojcem, nazwany jest przez Chrystusa prawdziwym zwycięzcą, bo odrzucił wszelkie starania, aby przez sprawowanie władzy zabezpieczyć siebie, a przeżywanie swoje bezsilności powierzył Ojcu.
Zamiast dość filozoficznego słowa ‘logika’ moglibyśmy użyć tutaj wyrazu bardziej teologicznego – kontemplacja. Wtedy dynamika przejścia, czy też powierzania się Ojcu, dotyczyłaby porzucenia pseudokontemplacji braków na rzecz przyjęcia daru kontemplacji życia. Swego rodzaju rozważania tajemnicy własnego życia od strony wolności, a przede wszystkim wolności od lęku.
W moim odczuciu, obietnica obdarowania zwycięzcy gwiazdą poranną, stanowi kontynuację myśli o powierzaniu się Ojcu w przeżywaniu własnej bezsilności. Otrzymanie gwiazdy z nieba jest marzeniem każdego dziecka, dla którego bezsilność jest ciągle powtarzającym się doświadczeniem. Skoro zatem Chrystus w Ap 22,16 do samego siebie odnosi to określenie, a w tradycji apokryficznej Starego Testamentu symbolika gwiazdy porannej wskazuje na synostwo Boże (np. Testament Lewiego), to znaczy, że Chrystus obdarowuje zwycięzców tym, co sam posiada w całej pełni i przeżywa w całej rozciągłości w odniesieniu do Ojca, czyli dziecięctwem Bożym.
Gwiazda poranna, zwiastunka zwycięstwa nad ciemnością nocy i lękiem, jest zatem symbolem Bożego dziecięctwa, najważniejszego daru, jakim uhonorował Chrystus swoich uczniów. Nasze dziecięctwo Boże – dar prawdziwie duchowy, przetrwa każdą próbę. Przetrwa przecież tylko to, co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.