Wiem, gdzie mieszkasz… (Ap 2,13)

Nie tylko rośliny posiadają korzenie. Człowiek też może je „wykształcić”. Wtedy ma szansę osiągnąć najwyższy stopień rozwoju – świętość. Oczywiście nie należy tych „ludzkich” korzeni rozumieć dosłownie, ponieważ mają one duchowy charakter. Nie można ich zobaczyć, ani dotknąć, nie mierzy się ich centymetrem i nie określa powierzchni ani objętości. Ich się doświadcza.

Pełnią one bardzo podobną rolę do korzeni, które posiada np. drzewo. Wiążą, dlatego zapewniają stabilizację. Karmią, ponieważ czerpią pokarm z „ziemi sensownego życia” oraz stanowią coś w rodzaju spichlerza, bo gromadzą zapasy na czas suszy, osamotnienia. Chyba, że człowiek podejmie decyzję, aby w swoim rozwoju pozostać na etapie ziarna, które lęka się obumrzeć i dlatego nie wypuszcza korzenia. Lub wytworzy coś na kształt „macek”, lgnących do innych istot żywych, aby jak pasożyt wysysać soki i ostatecznie umrzeć razem ze swoją ofiarą. Wybór takiego sposobu na życie też jest możliwy.

Pierwszą intuicję pięknie wyraził Pan Jezus, kiedy stwierdził: Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity (J 12, 24). W tym przypadku obumarcie byłoby tożsame z decyzją o zapuszczeniu korzenia właśnie w tej, a nie innej „ziemi”, a to zakłada stratę innych możliwości, czyli nieznanych jeszcze, może lepszych, atrakcyjniejszych gleb. Jednak jest to jedyna decyzja, która przełamuje ludzkie osamotnienie i daje szanse na doświadczenie bliskości i odkrycie swojej tożsamości.

Druga intuicja pojawia się w innej wypowiedzi Jezusa, tej o ślepcach przekonanych o tym, że widzą, a przez swoją ślepotę ostatecznie obaj wpadają w dół: Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana. Zostawcie ich! To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną (Mt 15,13-14). Ojciec niebieski „nie sadzi pasożytów”, którzy mamią się wielkimi ideami, a w rzeczywistości wykorzystują siebie nawzajem. On sam, właśnie jako Ojciec, przyjmuje na siebie rolę żyznej ziemi dla naszych zranionych niepewnością serc (Mt 13,8) i zaprasza, aby w Nim zapuścić korzenie na zawsze i nie szukać „punktu zaczepienia” w człowieku i „produkowanym” przez niego chaosie.

Tak właśnie rozumiem wypowiedź Chrystusa skierowaną do chrześcijan zamieszkujących Pergamon: Wiem, gdzie mieszkasz… On wie, że większość z nich znalazło swoje mieszkanie w Bogu Ojcu i nauce Jezusa Chrystusa. On jest ich „domem”, a Ewangelia pokarmem. On jest dla nich bezpiecznym „portem”, a Dobra Nowina stabilnym „gruntem”, pewnie trzymającym kotwicę ludzkiego życia. Kto w nim zapuścił swoje korzenie, ten nie lęka się królestwa chaosu, czyli tronu szatana (Ap 2,13).

Uczeni ciągle poszukują znaczenia, jakie kryje się za stwierdzeniem tron szatana. Ich odpowiedzi najczęściej koncentrują się na materialnych przejawach kultu w tyglu wielobóstwa mieszkańców Pergamonu, a ich intuicje są ważnym wkładem w ogromne bogactwo interpretacyjne tej wypowiedzi. Jednak w moim odczuciu rozważane słowa stoją w opozycji do wyrażenia tron Ojca (np. Ap 3,21; 4,2-6. 9-10; 5,1) oznaczającego niebo, królowanie Boga, którego przejawem jest harmonia, porządek, piękno, dobro. Zatem w opozycji do tronu Ojca stoi tron szatana, czyli jego ograniczona i tymczasowa władza, a jej przejawem jest chaos, w którym rodzą się ludzki lęk i przemoc, gdzie nie ma miejsca na bezinteresowną miłość, a wszystkie relacje ludzkie naznaczone są skorumpowaną interesownością.

Wyrażenie tron szatana to daleka aluzja do chaosu, jaki zapanował w sercach Adama i Ewy, którzy po grzechu nie szukają prawdy, ale winnych, by ostatecznie winnym ich nieposłuszeństwa uczynić Boga (Rdz 3,9-13). Brzmią w nim również echa historii Noego i potopu, która rozpoczyna się opisem ogromnego chaosu w stosunkach międzyludzkich, a jego rozmiary natchniony autor porównuje do wód chaosu w opowiadaniu o stworzeniu (Rdz 1,2). Słuchać też w nim wątki opowiadania o wieży Babel (Rdz 11,1-9), w której znajdujemy nie tylko wyjaśnienie faktu, że każdy naród posługuje się swoim własnym językiem, ale również tego, że czci swoje bóstwa. Wielość bóstw rodzi chaos – dokładnie tak, jak to było w Pergamonie.

Zatem wypowiedź Chrystusa sugeruje, że chrześcijanie zgromadzeni w pergamońskim Kościele, co prawda żyją pośród chaosu, wywołującego w ich pogańskich sąsiadach lęk i przemoc, poczucie ogromnej niepewności i niestałości, ale ich samych ten chaos nie dotyka, ponieważ zakotwiczeni są (gr. krateo) w imieniu Chrystusa, czyli w Jego mocy, sile, potędze, która jest owocem więzi z Ojcem. Swoje korzenie „zapuścili” w Ojcu, zamieszkali w Nim, dlatego jak Chrystus, są Jego dziećmi. Synami i córkami chronionymi w Jego ojcowskich dłoniach przed królestwem chaosu, czyli władzą szatana, jak Noe i jego rodzina w Arce. Oni w sobie mają bezpieczny dom, konsekrowaną świątynię, w której zamieszkują razem w Ojcem, dlatego otaczający ich chaos nie ma dostępu do ich umysłów i serc. Są bezpieczni nawet mieszkając tam, gdzie jest tron szatana, bo zakotwiczeni, zakorzenieni w Bogu.

Sami z siebie nie potrafimy pomieścić w sobie niepewności, która rodzi się w naszych sercach, gdy chaos plotek, półprawd, fake newsów, manipulacji szaleje wokół nas. Łatwo nam pomylić własną drogę z głównym nurtem „brudów”, które płyną w płytkiej rzece mody, upodobań i tego, co obecnie jest „na czasie”. Bez zakorzenienia w Bogu bardzo łatwo stracić grunt pod nogami. Bywa, że niepewność tak bardzo kogoś przerazi, że jego umysł, zamiast trwania w lęku, aby ochronić życie, wybierze raczej jakąś chorobę psychiczną, w której jest wszystkich swoich poglądów całkowicie i niepodważalnie pewien, wbrew temu co podpowiadać mu może rzeczywistość. Zachęta, jaką kieruje do nas Chrystus dotyczy zapuszczenia korzeni w Ojcu, abyśmy mogli przetrwać obumieranie tego, co nie jest duchowe. Przetrwa bowiem tylko to co duchowe.

Michał Deja OFMCap