
Spotkajmy się obecni
Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca» (J 14,8n).
Najpierw wiązała się z byciem przy kimś. Przy tym, który chroni, karmi, przygarnia. Przy tym, który wznosi dom, porządkuje w nim przestrzeń, utwierdza młode fundamenty. Przy tym, który na swoich barkach wprowadza w świat – objaśnia rządzące nim reguły, pokazuje składające się nań cząsteczki, tłumaczy spoiwa pomiędzy nimi. Była pierwotną dobrą zależnością, dowiadywała się, co znaczy stosunek «ja» – «ty». Czerpała z «ty» pełnymi garściami – głodna jego mądrości i doświadczenia, dająca prostolinijną wiarę słowom. Potrzebowała dotyku – przezeń poznawała rzeczywistość, smakowała ją. Wytęskniona rzucała się w ramiona, obejmowała za szyję, tuliła do policzka. W rozkloszowanej sukience przebiegała wśród pól rzepakowych niczym roztańczona w walcu na balowej sali. Opowiadała życie całą sobą – czysta jak zdrój krystalicznej wody, wolna jak jaskółka podrywająca się do lotu. Pytała o szczęście. Pragnęła kochać i być kochana.
Nadwątlona, a potem zerwana więź wydrążyła w niej krater. Jego nagie ściany ciągnące się w dół długim lejem zapisały w głębi niedostępne matryce – surowe, nieporuszone, zastygłe. Wydobywająca się zeń lawa i wulkaniczny pył, niechciane i niezamierzone przecież, otworzyły w niej nową dynamikę – konfrontacyjną, maskującą, obronną. Gwałtowna, niekiedy bezwzględna, musiała znajdować w sobie siłę, krzesać ją naprędce, używać jak w fortecy. Wyczerpana – w samotnej jamie szukała bezpiecznego portu. Stale «być» już nie umiała. Nauczyła się bywać, wystraszona zbliżała i oddalała się naprzemiennie. Nie rozumiała tego «dziania się», które ją pochwyciło. «Czy to dobrze, że jestem?» – pytała, złakniona potwierdzenia. Choć mniej widoczna, zamglona, niczym mętne światło, niezmiennie pragnęła kochać i być kochana.
W napięciu pomiędzy obecnością i nieobecnością twoje wołanie, Filipie, stało się i moją modlitwą. Gdy umysł cichnie, gdy myśli biegną, ale nie wikłają w nowe – stare interpretacje, gdy język uznaje własną bezsilność, ujawnia się świadomość sama w sobie. Uobecnia się najgłębsze «ja». Oto jest miejsce, którego nie dosięga ani nie wyraża żadne słowo, ale z którego Słowo pochodzi. Stanowcza i spokojna pewność co do własnej tożsamości pozwala dawnym zmaganiom odpocząć. Pierwsze pojęcia «ja» i «ty» wyczerpują się, gdy odkrywam przewyższające je doświadczenie «ja» w «Ty». Ono zaprasza mnie, by przeżywać w całej pełni chwilę obecną – tę, która jest, w której jestem całą sobą. Nie potrzeba już żadnych strategii, mam tę chwilę i jakże mi ona wystarcza.
Anna Kaszubowska
Comments are closed.