Dar dla zwycięzcy (Ap 2,7)

Zwycięzcy należy się nagroda. Niezależnie od tego czy mamy do czynienia z zawodami sportowymi, konkursem recytatorskim, czy dobrze wykonanym przez pracownika czy ucznia zadaniem. Reguły międzyludzkich relacji nakazują, aby „triumfatora” odpowiednio wynagrodzić. Jednak nawet jeśli nagroda została z góry ustalona, np. awans, indeks na uczelnię, czy duża suma pieniędzy, to dla ludzi podejmujących rywalizację ważniejszy może być sam fakt bycia pierwszym, najlepszym, a przez to wyjątkowym. Profitów z tak zdobytej wyjątkowości jest zapewne bardzo wiele. Duża popularność, podziw, uznanie przez środowisko eksperckich umiejętności wszystko to może pełnić rolę bardzo skutecznego motywatora do pracy, ćwiczeń, nauki itp. Ostatecznie mistrz świata numerycznie może być tylko jeden.

Ta numeryczność pierwszego miejsca może mieć jeszcze inne znaczenie. Może również oznaczać osamotnienie. Skoro zwycięzca jest tylko jeden, skoro na podium przeznaczono miejsce tylko dla niego, to jest również wyjątkowy w swoim osamotnieniu. Coś co było upragnionym celem, okupionym wielkimi wyrzeczeniami i ciężką pracą, staje się przekleństwem. Szczęście zwycięzcy nie trwa długo. Co prawda można swoje zwycięstwo próbować powtórzyć, ale ostatecznie i tak wcześniej czy później znajdzie się ktoś, kto poprawi rekord i okaże się lepszy. Wtedy z wyjątkowości mistrza pozostaje tylko wyjątkowo osamotniony człowiek.

To samo dotyczy chrześcijan, którzy z życia wiary uczynili zawody sportowe. Którzy uwierzyli, że zwycięzcą jest ten, kto może więcej, dłużej, lepiej, doskonalej, kto wykaże się przed Bogiem – Arbitrem swoją samowystarczalnością i oczekuje za nią nagrody. Teoretycznie „wygraną” jest oczywiście życie wieczne, zbawienie, odkupienie – wszyscy znamy te wzniosłe hasła. W rzeczywistości jednak, czyli na płaszczyźnie wewnętrznego doświadczania życia, są to tylko puste słowa, służące za atrapę dla bardzo wielu konkretnych, doraźnych potrzeb.

Bardzo możliwe, że jedyną relacją, jaką budują ludzie zainfekowani samowystarczalnością jest więź ze swoim lękiem. Bóg – Arbiter ma za zadanie wynagrodzić zwycięzcę poczuciem bezpieczeństwa. Ma w nagrodę oddalić spodziewane nieszczęścia, zaszkodzić potencjalnym wrogom, wlać do głowy w tym momencie potrzebną wiedzę, stworzyć sprzyjające okoliczności. Kiedy spełni swoją rolę nie będzie już potrzebny. Człowiek dążący do wyjątkowości ostatecznie skazuje się również na wyjątkowo dotkliwe osamotnienie w relacji z Bogiem. Bardzo możliwe, że to o takich właśnie „uczniach” Jezus mówi w Ewangelii: Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16, 26). Najstraszniejszy wyrok, jaki może usłyszeć tak przeżywający swoją wiarę uczeń, zawiera się w słowach: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was (Mt 25,12).

Przypomnijmy sobie, że chrześcijanie z Kościoła w Efezie ulegali takiej pokusie, aby być samowystarczalnymi w swoim życiu wiary. Demaskowanie fałszywych apostołów, dążenie do bezbłędności w rozpoznawaniu „prawdziwej nauki”, precyzyjne wskazywanie „złych”, stawało się dla nich celem samym w sobie. Nie zauważyli nawet, że tracą z oczu Chrystusa, że rozluźnia się ich więź z Nim. Zamierała wspomniana pierwsza miłość (Ap 2,4), a w zamian pojawiało się poczucie dobrze spełnionego obowiązku, bo ortodoksja została zachowana. Czego spodziewali się w zamian? Jakiej nagrody oczekiwali? Jaka jest nagroda dla prymusów, którzy zdaniem Chrystusa, spadli z podium bliskości (Ap 2,5)? Nagrody nie ma żadnej. Jest dar, a tym darem jest pokarm.

W zdaniu będącym zwieńczeniem listu do „prymusa”, czyli do pierwszego z Kościołów Apokalipsy, Chrystus wypowiada takie słowa: Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów. Zwycięzcy dam spożyć owoc z drzewa życia, które jest w raju Boga (Ap 2,7). Darem jest zatem pokarm dla ludzkiego ducha i dla jego serca. Pokarmem dla ducha jest to, co mówi Duch. W odniesieniu do eucharystycznego kontekstu, w jakim „żyje” Apokalipsa, możemy stwierdzić, że mamy tutaj wskazanie na liturgię Słowa. Słowo jest zatem odpowiedzią Boga na największą duchową potrzebę człowieka, jaką jest głód sensu. Człowiek może co najwyżej ustalić sobie cel, wskazać konkretne zadanie, podjąć wyzwanie. Nie może jednak na własne potrzeby „wytworzyć” sensu życia, a życie bez sensu jest jedynie pustym istnieniem.

Zatem sens to dar Boga. Nie jest nagrodą dla dzielnych, ale darem darmo danym. Nie da się na niego zasłużyć. Można go tylko przyjąć. Wziąć do siebie i dać mu mieszkanie. Pozwolić, aby się rozgościł i zadomowił. Nie można również nakarmić się sensem raz na zawsze. Jak potrzebujemy każdego dnia przyjąć pokarm, aby nasze ciało mogło żyć, tak samo Słowo jest naszym Chebem powszednim karmiącym nasz głód sensu życia.

Chrystus obiecuje również zwycięzcom pokarm dla serca. Eucharystyczne nastawienie Apokalipsy św. Jana podpowiada nam, że jest nim Komunia Święta – Jego Ciało i Krew – symbolicznie wskazane przez obraz rajskiego drzewa życia (Ap 2,7). Ono karmi ludzki głód bycia kochanym. Na miłość nie da się zasłużyć, ani jej kupić. Jest ona, tak samo jak sens, darem darmo danym. Można ją jedynie przyjąć, wziąć do siebie i dać jej w sercu mieszkanie. Pozwolić, aby się rozgościła i zadomowiła. Podobnie jak nie da się nakarmić sensem raz na zawsze, tak samo miłością trzeba się karmić codziennie, aby nie umrzeć z osamotnienia.

Pozostaje nam zatem wyjaśnić kim jest zwycięzca? To nie jest ktoś, kto podejmuje rywalizację i porównuje się z innymi uczniami, aby na ich tle udowodnić swoją wyjątkowość i zdobyć nagrodę. Zwycięzcą nazywa Chrystus tego ucznia, który uczy się uśmiercać w sobie siłę lęku, a co za tym idzie wszelkie pozbawione świadomej refleksji automatyczne reakcje. Zwycięzcą jest ten, kto wybiera życie, wolność, prawdę, miłość wbrew temu, co automatycznie podpowiada lęk przez pośrednictwo wyobraźni. Zwycięskie jest w nas to, co przetrwa siłę lęku. Przetrwa tylko to, co duchowe.

Michał Deja OFMCap