
Moralizatorstwo jest najbardziej szkodliwą „taktyką” w głoszeniu Ewangelii. W moim rozumieniu tego słowa i stojącej za nim postawy moralizowanie nie zawiera osobistego świadectwa, ale jedynie pouczenia i to najczęściej oderwane od konkretnego ludzkiego życia. Teoretycznie logiczne, hipotetycznie oparte na Ewangelii, ale w swej istocie nieprawdziwe, ponieważ nieprzeżyte, niedoświadczone, nieprzecierpiane. To taka pusta mądrość dla innych. Na „eksport” przeznaczone teoretyzowanie o tym, jak powinno być bez uwzględnienia prawdy o dramacie ludzkiego istnienia. Bez brania pod uwagę skomplikowanej historii ludzkiego życia i jego stanu, etapu, wieku. Moralizatorstwo jest niebezpieczne, ponieważ może prowadzić do prawdziwego zgorszenia. Przekonuje bowiem ludzi do wiary w kłamstwo, że są gorsi.
Niestety, wśród osób uważających się za powołane do poprawiania innych, popularność moralizowania jest wielka. Wprost proporcjonalna do stopnia ich odcięcia się od doświadczania własnego życia. Samozwańcze autorytety oparte na pełnionej funkcji z czasem obrastają pychą, a marnieją w gorliwości, zadowalając się letniością, powierzchownością, pustotą słów niepopartych praktyką. W tym raczej nie ma życia duchowego.
W odniesieniu do rozważanego tematu przypominają mi się słowa Pana Jezusa zapisane przez ewangelistę Mateusza, w których siedem razy pada złowrogie „biada” pod adresem dyżurnych moralizatorów w Jego czasach (Mt 23,13-33). Na podstawie pełnionych funkcji i urzędów, faryzeusze i uczeni w Piśmie, przywłaszczyli sobie prawo do poprawiania innych, a siebie samych zwolnili z konfrontowania własnego życia z prawdą. Zamykali królestwo niebieskie przed ludźmi. Sami nie wchodzili i innym wejść nie pozwalali. Pozyskiwali współwyznawców, żeby ich w ostatecznym rozrachunku zdemoralizować. Uważali się za światłych, a tymczasem byli ślepymi przewodnikami ślepych (Mt 15,14), zakłamanymi i obłudnymi manipulatorami prawdy.
Można by wskazać wiele takich środowisk w naszych czasach, które szczególnie są narażone na przyjęcie postawy moralizatorskiej za swój zwyczajny styl odnoszenia się do ludzi i do siebie. Można by również zauważyć pewne ogólne tendencje w postawach społecznych, gdzie poczucie swojej własnej wyjątkowości, przeistacza się pogardę do innych. Można by poprzeć to wszystko szczegółowymi danymi i badaniami prowadzonymi pod różnym kątem i uwzględniającymi wielorakie aspekty tego zjawiska, jakim jest moralizatorstwo – ułuda bycia „bogatym”, podczas gdy rzeczywistość przekonuje raczej o moralnej biedzie.
Jednak nie w tym kierunku prowadzi nasze rozważania zmartwychwstały Chrystus. On, zarówno nas, jak i wspólnotę Kościoła w Laodycei, zaprasza do przywołania bardzo cennych wspólnych wspomnień. Do przypomnienia sobie zachwytu, w jaki ich i nas wprawiła Jego piękna prawdziwość, nieskazitelność połączona z głębokim współczuciem wobec grzeszników. Jego wierność i lojalność, która nie zraża się odrzuceniem przez ludzi. On przedstawia się nam bardzo precyzyjnie: To mówi Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego (Ap 3,14).
Rozpocznijmy rozszyfrowywanie słów Jezusa od stwierdzenia, że jest On początkiem stworzenia Bożego. Kiedy myślimy o początku, to zazwyczaj mamy na myśli jakiś moment w czasie, który coś rozpoczyna. Często podajemy wtedy precyzyjną datę, a gdy jesteśmy jeszcze bardziej skrupulatni i posiadamy taką wiedzę, również godzinę. Tymczasem logika początku (gr. arche) zarówno w zacytowanych słowach Jezusa jak i w wielu innych tekstach biblijnych (por. Rdz 1,1; J 1,1) bardziej dotyczy porządku niż czasu. Jakiejś ważnej zasady funkcjonowania niż precyzyjnie określonego momentu w historii. Innymi słowy zmartwychwstały Chrystus przedstawia się nam jako ten, który przywraca porządek całego stworzenia, a czyni to przez świadectwo swojego życia. Prawdziwość, autentyczność, spójność własnego postępowania z głoszonymi prawdami.
On żyje tym, co głosi. Dlatego jest dla nas wzorem, modelem życia, ideałem człowieka. Natomiast swoją misję przywracania porządku stworzenia realizuje w sposób wzbudzający zdumienie u wszystkich. Nie posługuje się przemocą. Nikogo nie poniża ani nie zaraża poczuciem winy. Nie posługuje się moralizatorstwem, lecz wrażliwością. Nie znajdziemy u Niego usztywnienia w ludzkiej tradycji, ale dążenie do wolności. Kiedy patrzy na tłumy znękanych ludzi to z nimi współcierpi (Mt 9,36). Kiedy spotyka grzeszników to im współczuje (Mt 9,9-12), a gdy znajduje się wśród ludzi zakłamanych to mówi im prawdę w oczy wprost (Mt 23,13-33). To wszystko są przejawy Jego pięknie przeżywanego, doświadczanego, ale i przecierpianego człowieczeństwa. Trafnie wyraził tę prawdę autor Listu do Hebrajczyków: Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu (Hbr 4,15).
Chrystus przywraca porządek stworzenia swoją wrażliwością i wewnętrzną wolnością. To jest Jego świadectwo. Prawda według której żyje. To jest Jego amen, które się w Nim wypełnia. Trudno wyobrazić sobie bardziej „skuteczną” metodę przywracania porządku w człowieku jak właśnie przez okazanie mu wrażliwości, cierpliwości, współczucia. Współcierpienie z człowiekiem głęboko naznaczonym dramatem swojego istnienia, swoim wewnętrznym rozdarciem, sprzecznościami, deklaracjami bez pokrycia jest nowym początkiem Bożego stworzenia. Trudno również wyobrazić sobie większy przejaw szacunku wobec ludzi jak ten, gdy Jezus objawiając prawdę podprowadza spotkane osoby pod wolny wybór, pod niezawisłą decyzję. Jest gotów postawić wszystko na jedną kartę, na wolność człowieka, nawet wtedy, gdy ryzykuje fiasko podjętej misji (Mt 19,1-26).
Skoro tak wiele jest w Apokalipsie odniesień do Eucharystii to i w zachęcie Chrystusa, którą rozważamy znajdziemy eucharystyczną inspirację. W słowach: To mówi Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek stworzenia Bożego (Ap 3,14), możemy także usłyszeć treść własnej misji jako chrześcijan. Odpowiedzią na świadectwo Zmartwychwstałego Pana, na Jego błogosławieństwo wieńczące Wieczerzę Pańską może być moje amen, moje świadectwo wierności, wolności i prawdy. Moją misją, na podobieństwo Chrystusa, może stać się przywracanie porządku w świecie przez wrażliwość i wolność. Skoro życie duchowe zrodziło się we mnie dzięki temu, że Chrystus mnie głęboko rozumie, to znaczy, że i w moich „rękach” zrozumienie może stać się narzędziem wprowadzania w świecie porządku nowego stworzenia. Tylko życie duchowe jest niezniszczalne, bo przetrwa tylko to, co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.