
Kościołowi w Filadelfii napisz…
Formacja chrześcijańska od samego początku miała charakter inicjacyjny. Jej logika polegała więc na tym, aby formatorzy, czyli Ci chrześcijanie, którzy towarzyszyli osobom w drodze do przyjęcia wiary, w przekazywaniu wiedzy o Bogu nie uprzedzali rodzących się w kandydatach wątpliwości. Odpowiadali tylko na te pytania, które oni zadawali. Ostatecznie więc chodziło o to, aby doświadczenie wiary w konkretnych sytuacjach życia, poprzedzało szukanie odpowiedzi na pytanie: Co na to Chrystus? Co na to Ewangelia? Dotyczyło to również wtajemniczenia w sakramenty. Najpierw trzeba było człowieka podprowadzić do głębokiego przeżycia sakramentu, a potem wyjaśnić Bożą tajemnicę, w której uczestniczył. Taką rolę spełniały katechezy mistagogiczne w Kościele pierwszych wieków.
Ten model chrześcijańskiego przekazywania wiary można by przedstawić symbolicznie, porównując go do przechodzenia przez kolejne drzwi prowadzące do następujących po sobie „komnat” sanktuarium. W najświętszej „komnacie” mieszka Bóg, Przenajświętsza Trójca. Sanktuarium jednak nie jest czymś zewnętrznym. To nie jest budynek, a kolejne drzwi nie są torem przeszkód, który trzeba pokonać, aby zdobyć kolejne poziomy wiedzy, czy doskonałości. Sanktuarium to przestrzeń „pomiędzy”. Początkowo pomiędzy sercem człowieka a Bogiem, a przechodzenie przez kolejne drzwi, czyli „bariery” stawiane bliskości, jest formą wzajemnego przybliżania się. Poznawania i przeżywania duchowej więzi. Z każdym kolejnym „krokiem” ku Bogu, człowiek odkrywa, że przeznaczonym mu od momentu stworzenia miejscem jego duchowego życia jest przestrzeń pomiędzy Bogiem Ojcem a Synem Bożym. Przestrzeń wypełniona, przeniknięta ich wzajemną Miłością – Duchem Świętym. To jest nasza Ziemia Obiecana. To jest nasz raj. Dążymy więc do spotkania, do zjednoczenia, do udziału w życiu Trójcy Boskich Osób.
Chociaż tej prawdy można doświadczyć przez uczestniczenie w każdym z sakramentów, to jednak najpełniej została nam ona objawiona w sakramencie Eucharystii. We wcześniejszych naszych medytacjach rozważaliśmy tajemnicę narastającej obecności Boga w czasie przeżywania celebracji eucharystycznej. Teraz możemy już dopowiedzieć, że kolejne jej etapy, stanowią jakby kolejne drzwi, przez które potrzebujemy przejść, aby tej bliskości i obecności Boga doświadczyć. Naszym świadomym wkładem, niejako darem dla Przyjaciela jest uważność, pokora i odwaga.
Naszą uważnością mamy objąć wszystko, co się dzieje w nas samych, w naszym ciele, w naszym wnętrzu, a także całą dynamikę Eucharystii, w której uczestniczymy. Naszą uwagą bowiem uchwycimy zaproszenie Chrystusa do zaangażowania się oraz opory, które się w nas pojawiają w związku z Jego zaproszeniem. Opory przed otwieraniem kolejnych „drzwi” i zamykaniem tych, które już przeszliśmy. Na czas liturgii warto zamknąć za sobą drzwi codzienności i zostawić za nimi nasze obawy, lęki, problemy, aby zająć się tylko słuchaniem Bożego słowa, zaangażować jedynie w modlitwę, całym sobą uczestniczyć w Komunii, w zjednoczeniu z Najświętszą Trójcą.
Warto również zauważyć to „coś”, co nas zamyka na słuchanie Bożego słowa i stanowi pokusę zatrzymania się miejscu, w logice podejrzliwości, aby nie wejść w kolejną, nową przestrzeń, na jaką wskazuje Chrystus – Słowo Ojca. Zostać niejako przy swoim, dobrze znanym i bezpiecznym schemacie myślenia o sobie, Bogu i życiu. Jeśli zdemaskujemy w sobie te tendencje to łatwiej będzie nam zdobyć się na odwagę, aby zamknąć za sobą „stare drzwi” i przejść przez nowe, które otwiera przede nami Chrystus. Iść razem z Nim ku głębi, ku Trójcy, ku życiu w Trójcy.
Warto także zauważyć swoją wewnętrzną bierność, jakieś emocjonalne odcięcie się od wejścia w tajemnicę liturgicznych znaków i gestów, celebracyjnych dialogów i modlitw. Objawiają one tajemnicę obecności niewidzialnego Boga w czasie sprawowania Eucharystii, ale bez wewnętrznego zaangażowania, bez uważnego ukierunkowania świadomości na ich znaczenie będą raczej zakrywać niż objawiać, bardziej zaciemniać niż rozjaśniać. Jeśli ujawnimy w sobie te skłonności, wtedy będziemy mogli znów zdobyć się na męstwo, aby zatrzasnąć za sobą drzwi nieobecności i przejść przez te, które już otwiera przed nami Syn Boży. One prowadzą ku pełni doświadczania bliskości Trójcy Przenajświętszej, do uczestniczenia w życiu Trójcy.
Domyślamy się już zapewne dlaczego Chrystus przedstawia się Kościołowi w Filadelfii jako ten, który jest Święty, Prawdziwy, Ten, który ma klucz Dawida, Ten, który otwiera – i nikt nie zamknie, Ten, który zamyka – i nikt nie może otworzyć (Ap 3,7). Dwa pierwsze tytuły: Święty i Prawdziwy, podprowadzają nas pod kontekst liturgii i przymierza. Tak jak w Starym Testamencie liturgia aktualizowała Przymierze, tak w Eucharystii aktualizujemy, czyli wciąż przeżywamy, umacniamy, pogłębiamy więź przymierza miłości z Trójcą Przenajświętszą. Z Jedynie Świętym i Prawdziwym Bogiem, poza którym nie ma ani świętości ani prawdy. Jest to Przymierze zawarte przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.
Dlatego to ona – Pascha – jest tym tajemniczym kluczem Dawida, o którym mówi Chrystus do Filadelfian. Tylko On ma klucz Dawida, otwierający kolejne drzwi sanktuarium, rozbrajającym kolejne bariery w przeżywaniu bliskości człowieka z Bogiem. Skoro swoją śmiercią i zmartwychwstaniem zniweczył oddzielający człowieka i Boga mur, wrogość, to znaczy, że ma moc zniweczyć naszą podejrzliwość, najpoważniejszą przeszkodę w naszym zbliżaniu się do Boga.
Eucharystia to duchowa przestrzeń sanktuarium, a każda z jej kolejnych części to zaproszenie do przejścia przez następujące po sobie „drzwi” ku spotkaniu, ku bliskości, aż po miejsce Najświętsze, Święte Świętych. Jest nim przestrzeń „pomiędzy” Ojcem i Synem. Tam gdzie stale działa Duch Święty, a Ojciec i Syn nieustannie patrzą na siebie. Tam jest moje miejsce życia, tam jest życie duchowe. Otwieranie i zamykanie drzwi to metafora umierania dla grzeszności i powstawania z martwych do życia duchowego. To zobrazowanie prawdy, że przetrwa tylko to, co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.