
Kościołowi w Sardes napisz…
Świat stworzony przez Boga generalnie poznajemy za pomocą zmysłów. Klasyczna teoria, sformułowana przed wiekami przez wielkiego greckiego filozofa, Arystotelesa (zm. 322 przed Chr.), mówi o pięciu zmysłach, którymi posługuje się człowiek. Dziś już wiemy, że mamy ich więcej. Mało tego, wiemy, że zwierzęta tymi samymi zmysłami poznają świat inaczej niż my. Na tych spostrzeżeniach uczonych został sformułowany dylemat wciąż nierozwiązany: Czy zmysłami poznajemy świat takim, jakim on jest? Czy też niejako „kreujemy” go w swoim umyśle, korzystając z naszych poznawczych narządów? Są one bowiem bardzo ograniczone, zamknięte w subiektywności, zawodne.
W przestrzeni życia duchowego ta odwieczna dyskusja właściwie nie ma racji bytu. Chociaż generalnie rzecz ujmując teksty biblijne potwierdzają przekonanie, że zmysłami poznajemy stworzony przez Boga świat, bo tak Pan Bóg to zaplanował. Jednak ostateczne przesłanie Pisma świętego jest takie, że ludzkie zmysły potrzebują pewnej ważnej przemiany. Nie tylko zresztą one. Natchnieni autorzy zauważają pewną „ułomność” człowieka dotkniętego dziedzictwem grzechu pierworodnego. Objawia się ona jakimś „stępieniem zmysłów”, ale również „wynaturzeniem” pewnego bardzo ważnego ośrodka w nas, który odpowiada za integrację informacji dostarczanych nam przez zmysły. Jest nim serce. Dlatego, Pan Jezus, parafrazując proroctwo Izajasza, mówił: Będziecie się wsłuchiwać, a nie zrozumiecie i będziecie się wpatrywać, a nie zobaczycie. Nieczułe bowiem stało się serce tego ludu, uszami z trudem usłyszeli, swoje oczy zamknęli, żeby oczami nie zobaczyć, uszami nie usłyszeć i sercem nie zrozumieć (Mt 13,14-15).
Trudno przypisywać ludziom celowe dążenie do utraty sprawności własnych zmysłów i serca. To raczej życiowe doświadczenia, przekraczające nasze psychiczne i fizyczne możliwości „wytrzymania” sprawiają, że czegoś nie chcemy widzieć lub słyszeć, czuć lub smakować. To jakaś włączająca się w odpowiednim momencie samoobrona przed przemocą blokuje doznawanie, aby ochronić nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Jeśli takich sytuacji w naszym życiu będzie wiele, to trudno oczekiwać, że nasze zmysły będą wyczulone na poznawanie rzeczywistości, doznawanie jej, zachwycanie się nią.
To samo dotyczy uczuć. W biblijnej nomenklaturze za siedlisko uczuć w ciele człowieka uznawano nerki. Dlatego antropologia biblijna będzie mówiła o drżeniu nerek w sytuacjach, kiedy ciało intensywnie doznaje różnych emocji. Emocje pojawiają się w konkretnych sytuacjach, wydarzeniach, spotkaniach odbieranych przez zmysły. Są spontaniczną reakcją naszego człowieczeństwa na otaczający nas świat. Natomiast są informacją o tym, jak my czytamy ten świat. Więcej mówią o nas samych niż o świecie. Ponieważ i tę przestrzeń naszego człowieczeństwa zainfekował grzech pierworodny. Skutkiem tego jest pewna nieadekwatność. Czasem dotyczy ona intensywności przeżywania, jak w przypadku Lameka: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli mi zrobi siniec! (Rdz 4,23). Czasem zaś nierozpoznana zostaje prawidłowo sama emocja, jak w przypadku Saula, który to swoją agresję przypisywał sukcesom Dawida, a nie, jak było w rzeczywistości, swojemu zaniżonemu poczuciu wartości (1Sm 18,7-16; por. 9,21). Natomiast nieodczuwanie emocji, jak w przypadku Heroda Wielkiego nie odczuwanie lęku, może prowadzić do rzezi niewiniątek (Mt 2,16-18). Nieznajomość siebie samego bardzo często przynosi tragiczne w skutkach owoce.
Cóż z tym wszystkim mamy począć? Cóż mają zrobić członkowie wspólnoty Kościoła w Sardes? Chrystus, który ich zna i bardzo dobrze rozumie, najpierw zaprasza do przywołania wspomnień. Do przypomnienia sobie swojej własne głuchoty i ślepoty, zatwardziałości serca i zakłamanej wrażliwości nerek, w czasach, kiedy Go nie znali. Wymownie o takim stanie ludzkiego serca i umysłu pisze św. Paweł: Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy. Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów (Rz 1,20-23). W takim zaślepieniu oni żyli za nim poznali Chrystusa. Natomiast spotkanie z Nim i dar wiary przyczyniły się do przemiany wszystkich ich zmysłów oraz serca i nerek. Poznali swojego Stwórcę, Pana i Zbawiciela.
Jednak przyszedł czas, kiedy ich zmysły, serce i nerki będą potrzebowały kolejnej przemiany, kolejnego etapu przeistoczenia. Chrystus stwierdza ten fakt, odwołując się do symboliki siedmiu duchów i siedmiu gwiazd. To mówi Ten, co ma siedem duchów Boga i siedem gwiazd (Ap 3,1). W tych słowach daje świadectwo o swoim ukierunkowaniu na Ojca całego swojego przebóstwionego człowieczeństwa. Jego uwielbione człowieczeństwo doznało przemiany każdego z pięciu zmysłów, a także serca i nerek w taki sposób, że dostrzegają one adekwatnie nie tylko świat materialny, ale również wszystko co duchowe, co jest przejawem życia Trójcy Przenajświętszej. Dokonało się to za sprawą Ducha Świętego, który siedmioraką łaską dotknął i przemienił siedmiorakie przejawy człowieczeństwa w Chrystusie.
Natomiast ukierunkowanie na Ojca zastało wyrażone za pomocą symboliki siedmiu gwiazd. Gwiazdę w starożytności w spontaniczny sposób kojarzono ze światem nadprzyrodzonym. Natomiast dzięki najjaśniejszym siedmiu gwiazdom, tworzącym układ gwiazd zwany Wielkim Wozem, starożytni rozpoznawali nocą kierunki świata. Wniosek, jaki się nasuwa jest prosty i oczywisty. Przebóstwione człowieczeństwo Chrystusa całe jest ukierunkowane na życie duchowe z Ojcem i Duchem Świętym. Do takiego życia Chrystus zaprasza wspólnotę Kościoła w Sardes i każdego z nas.
Najpierw jednak wskazuje na potrzebę uwrażliwienia zmysłów, serca i nerek na duchowość. Ten proces, który nazwać możemy również przebóstwieniem, przebiega powoli i stopniowo. Wzrok potrzebuje doznać przemiany od patrzenia (gr. blepo) przez dostrzeganie (gr. theoreo) aż do widzenia (gr. orao; np. J 20,1-8). Słuch od słyszenia (gr. akouo z dat.; np. Mt 13,14) przez słuchanie (gr. akouo z gen.; np. Łk 2,47) aż do posłuszeństwa (gr. akouo z acc.; np. Ap 1,3; 22,18; Mt 13,18). Dotyk od zadawania gwałtu, przez uszanowanie granic, aż po potwierdzenie godności i miłości (Ap 1,17; J 8,1-11; 20,17). Węch od wstrętu po zachwyt (Ap 5,8; 8,3-4; J 12,1-8). Smak od goryczy po słodycz (Ap 10,9-10; Mt 11,30). Serce i nerki od twardości i nieprzenikliwości kamienia do czującego i wrażliwego ciała, od zafałszowania do najczystszej prawdy (Ap 2,23; 17,17).
Jezus Chrystus, jest wzorem człowieczeństwa przebóstwionego, całkowicie ukierunkowanego na Ojca. Jest także Towarzyszem w drodze, jaką mają pokonać Jego uczniowie, w otwieraniu się na siedmiorakie działanie Ducha Świętego. Ono przeistacza każdy z siedmiu przejawów naszego człowieczeństwa ku duchowości. Bo przetrwa tylko to, co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.