
Kościołowi w Tiatyrze napisz…
Chrześcijanie w Tiatyrze znali dobrze dogmat wyznawanej wiary, że Jezus jest Synem Bożym. Stanowi on przecież fundament chrześcijańskiej tożsamości. Możliwe jednak, że w ich serca wkradła się jakaś wątpliwość nabudowana na podobieństwie tytułów i nazw, funkcjonujących w całym Cesarstwie Rzymskim, a odnoszących się do władców imperium. Praktycznie każdy z nich uzurpował sobie prawo do bycia synem swojego boskiego ojca, lub dzieckiem, któregoś z ważniejszych bóstw rzymskiego panteonu. Oczywiście „boscy cesarze” nie pojawiali się na Bliskim Wschodzie osobiście. Sprawowali swoją władzę w poszczególnych prowincjach przez namiestników, a sami najczęściej przebywali w Rzymie, w mieście uznawanym powszechnie za centrum ówczesnego świata.
Natomiast symbolicznymi reprezentantami ich obecności pośród poddanych były posągi i monety z ich wizerunkami. Ujawniał się przez to niewątpliwy geniusz wielu władców, nie tylko imperium rzymskiego, którzy potrafili wykorzystać ludzką skłonność do chciwości pieniądza, aby nieustannie przypominać o sobie, o tym kto rządzi i zapewnia ludziom dobrobyt. Podobnie było z ich posągami, popiersiami, statuami, które wpisywały się w ówczesny system religijny. Jakąś cześć kultu sprawowano w obecności wizerunków bóstw, w tym również wizerunków boskiego cezara, w licznych świątyniach. Zatem dla przeciętnego wyznawcy, który nie bardzo orientował się w zawiłościach religii rzymian, cesarz był po prostu jednym z bogów, który jak wierzono, w tajemniczy sposób mógł być obecny wszędzie i zawsze. Mógł pomagać lub przeszkadzać, okazywać łaskawość lub surowo karać. Stąd zapewne brała się wątpliwość w sercach chrześcijan z Tiatyry, który z synów bożych jest tym prawdziwym? Jezus Chrystus czy cesarz Rzymu?
Chrystus, odpowiadając na to nurtujące serca chrześcijan z Tiatyry pytanie, zaprasza ich do przypomnienia sobie przemiany życia, jakiej doświadczyli przyjmując chrzest i wyznając wiarę. Była ona jak nowe narodziny i polegała na paschalnym przejściu z ciemności i lęku do wolności i światła. Ich pogańskie korzenie sięgały przecież „ciemności kultów” wielu różnych religii, których główną siłą był lęk. Natomiast wraz ze spotkaniem Chrystusa w ich życiu zajaśniało światło i wolność od lęku. Budowane cierpliwie i wytrwale na prawdzie i miłości. Zaproszenie dotyczy zatem przypomnienia sobie tych duchowych przeżyć, które wprost wypowiada św. Jan w Prologu do swojej Ewangelii: W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,4-5). Zatem Jezus Chrystus to prawdziwy Syn Boży – pełen Boskiego życia, którego hojnie udziela swoim uczniom.
Ta prawda wpisana jest w symbolikę słów wypowiedzianych przez Chrystusa, Syna Bożego, do chrześcijan w Tiatyrze: To mówi Syn Boga, który ma oczy jak płomień ognia (Ap 2,18; 1,14). W oczach bóstw przedstawionych na posągach nie ma życia. Ich oczy są „puste”, nieruchome, bez wyrazu. Chociażby wyszły spod dłuta najwybitniejszych artystów nie płonie w nich ogień życia. Zobaczyć w nich można jedynie chłód nieożywionej materii, zimno skały lub metalu. Natomiast w oczach Chrystusa płonie ogień życia. To jest ogień miłości do Ojca i zarazem każdego i każdej z nas. To jest ogień zachwytu i współczucia, gorliwości i pasji, sensu i ogromnej wartości istnienia. Zobaczyć go może ten człowiek, który żyje w świetle, ma otwarty na duchowość zmysł wzroku. Chrystus jest Żyjący. Był umarły, a żyje na wieki wieków (1,18), bo zmartwychwstał. Mało tego, obdarowuje życiem z niespotykaną nigdzie i u nikogo hojnością. Jakby zachęcał chrześcijan z Tiatyry oraz wszystkich swoich uczniów: Patrz w Moje oczy i nic się nie bój. Zaczerpnij z Mojego życia.
Podobnie możemy odczytać symbolikę stóp, która mocno zakorzeniona jest zarówno w Starym jak i w Nowym Testamencie. Generalnie rzecz ujmując oznaczają one dynamikę życia, żywotność, aktywność czyli te wszystkie siły, które stoją u źródeł motywacji i odgrywają decydującą rolę w dokonywaniu tych najważniejszych, egzystencjalnych wyborów, które z czasem przekładają się na codzienność, na wierność, lojalność, stałość.
Zatem stopy podobne do lśniącego brązu (2,18) w odniesieniu do Chrystusa, Syna Bożego, wyrażają zarówno Jego stałe zaangażowanie w miłość Ojca, jak i gorliwość w poszukiwaniu „zagubionych owiec” (Mt 18,10-14). To symbol całego dynamizmu życia Bożego, który jest ukierunkowany na towarzyszenie ludziom we wzrastaniu w wierze i miłości. To stałe nastawienie Chrystusa na wspólne wędrowanie do Ojca. Mamy tutaj symbolicznie wyrażone zaproszenie do pójścia za Nim, do naśladowania Go w wierności, lojalności, stałości, do podjęcia wędrówki razem z Nim w ramiona Ojca. Natomiast lśniący „brąz”, czy też w innych tłumaczeniach „spiż”, w moim przekonaniu, jeszcze mocniej podkreśla fakt życia, żywotności, a nawet płodności. Nie tyle przez rodzaj metalu, jakim jest stop miedzi z cyną, czy też jego wartość, ale ze względu na kolor, który bardzo przypomina barwę skóry żywego człowieka.
Wątpliwości człowieka mogą okazać się zbawienne. Jeśli ich siłą jest poszukiwanie prawdy, a nie usprawiedliwianie się, doprowadzą w końcu do tego, co duchowe czyli niezniszczalne. Życie samo w sobie jest rzeczywistością duchową. Ludzie nie mogą go posiąść raz na zawsze, mogą co najwyżej przyjąć życie jako dar. Źródłem życia duchowego są oczy Chrystusa, pełne ognia. Jeśli tylko uda się nam „uruchomić” wrażliwość zmysłu wzroku na duchowość i spojrzeć oczyma ducha w oczy Chrystusa, będziemy mieli szansę zaczerpnąć coś z Jego życia. On obiecuje, że będzie wiernym towarzyszem w naszej drodze w ramiona Ojca. Warto podjąć tę wędrówkę, bo przetrwa tylko to, co duchowe – życie.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.