
Apokaliptyka: Ap 1,1-2
Apokalipsa kojarzy się nam zapewne z prorockimi wizjami, z zawiłą, często trudną do zrozumienia symboliką lub z obrazami, które wprawiają nas w zdumienie i zakłopotanie. Dlatego warto wiedzieć, że największą pułapką, w jaką wpaść mogą czytelnicy tej księgi, jest zbytnia dosłowność. Apokaliptykę trzeba bardzo pokornie i cierpliwie interpretować, aby nie stracić horyzontu prawdy. Nie możemy zadowalać się tanią pewnością znaczeń, które automatycznie przychodzą nam na myśl. Apokaliptyka ma swoją poruszającą odmiennością wybić nas z automatyzmów. Podobnie jest ze snami. Każdy element snu, każda pojawiająca się w nim osoba, emocja, słowo, rzecz mówi coś o człowieku, któremu się sen przyśnił. Jednak nie jest to wypowiedź bezpośrednia, ale język symboli, obrazów, skojarzeń.
W wizjach, jakie od Boga otrzymuje św. Jan, każda istota żyjąca, każde słowo i rzecz, każda emocja – wszystko przemawia. Wiele mówi o samym wizjonerze, ale przez niego również o każdym uczniu Jezusa. Staje się on niejako „modelowym świadkiem” dla każdego chrześcijanina, który przez pryzmat doświadczeń wizjonera może odczytać i nazwać swoje własne tajemnice wiary i niewiary, lęku i zawierzenia, nadziei i poczucia bezsensu, miłości i wrogości.
Język symbolicznych obrazów tej księgi czerpie obficie przede wszystkim ze Starego Testamentu, ze starotestamentalnej apokaliptyki, ale nie tylko. Ich źródłem, równie ważnym, jest sam wizjoner. Historia jego życia, nawrócenia, osobistych zmagań o wierność przymierzu z Bogiem. Święty tekst rodzi się z wewnętrznych przeżyć, doświadczeń, emocji św. Jana. Całe bogactwo jego osoby jest jakby księgą, do której Bóg odwołuje się, aby zakorzenić swoje Słowo w życiu i uczynić je uniwersalnym, ponadczasowym przesłaniem. Z wielką wprawą, z trafnym wyczuciem tego, co się w nim dzieje, Jan, przyjmuje i wypowiada słowa Boga. Wyraża je korzystając ze wszystkich swoich zmysłów. Opowiadaniem o kolorach pragnie zainteresować i ukierunkować wzrok czytelników, dźwiękami słuch, gestami zmysł dotyku, doznaniami smakowymi ich wrażliwe podniebienia, emocjami zdolność serca do współodczuwania.
Ostatecznie wszystko służy temu, abyśmy czytając Apokalipsę uruchomili naszą wyobraźnię, ten najbardziej ludzki ze wszystkich zmysłów, dzięki któremu potrafimy tworzyć i odczytywać język metafor. Przecież nie istnieje duchowość człowieka oderwana od ciała, a wielcy mistycy nie mylili się przekonując niedowiarków z uporem, że każdy ze zmysłów może „nauczyć się” odbierać, zauważać i przeżywać duchowość. Najpełniejszym zaś jej przejawem jest obecność Boga. W niebie na tyle „przydadzą się” nam nasze zmysły, na ile na ziemi staną się one duchowe. Z całej naszej osoby, z całego naszego cielesnego człowieczeństwa, przetrwa tylko to co duchowe.
Michał Deja OFMCap
Comments are closed.