
Dar niezasłużony
Bo istotnie ręka Pańska była z nim (Łk 1,66).
Jest w moim życiu kompas niezmiennie i niewzruszenie wskazujący ten sam kierunek. To cud obecności – trwałej, rzeczywistej, namacalnej. Niezasłużony dar, który odczytuję w połączeniu: moje dzieci i Bóg.
Gdy wewnątrz jestem ociemniała i niesłysząca, to przez nie odczytuję (jak niewidomy znaki Braille’a), jak bardzo On mnie kocha, bez warunków i bez granic. Kiedy przychodzi mrok, one są jasnością łaski, radością, nadzieją i mocą błogosławieństwa. Siłą dla mnie, by walczyć i nie poddawać się. Utkane z miłości są jej realnym znakiem. Najlepszym, co mi się w życiu przydarzyło. A przecież to „błogosławieństwo” przychodziło, kiedy On chciał i czasem nawet zaskakiwało w nieszczególnie dogodnym momencie. Moja niegotowość wymagała wtedy otwarcia, obecności prawdziwej i zaangażowanej, bo w relacji z dzieckiem nie da się być tylko trochę, na godziny lub cząstkę etatu.
Dzieci – każde z osobna – są błogosławieństwem i darem, a jednak jego przyjęcie wymagało konfrontacji z nową rzeczywistością, odwagi i wysiłku. Taki najprawdziwszy, ekstremalny trening zaufania, bo tu nie ma miejsca na udawanie, uprzejme uśmiechy – jest prawda życia i są konsekwencje: pot, krew i łzy; testy cierpliwości, zmęczenie, ból aż do trzewi, ale i zachwyt, duma, bezwarunkowa miłość. Wychowywanie to powszednie współbycie – udział w radości i chorobie, w marudzeniu i wszelkich osiągnięciach; pocieszanie, przytulanie, słuchanie, wspieranie. To sekwencyjne powtarzanie rutynowych czynności i obowiązków, ale i doświadczenie duchowe; nauka bezinteresowności, dzielenia się miłością i życiem. To relacja budowana dzień po dniu, która przechodzi różne etapy – także trudne, wymagające poświęceń, a niejednokrotnie świadomej rezygnacji ze swoich planów, z wygody i rozrywki.
Dar, który do mnie nie należy. Udostępniony właśnie mnie, bezcenny, wymagający delikatności i szacunku. Jaki los je czeka? Jakie przeznaczenie? Ile wyborów, trudnych decyzji, zranień? Po prostu są – tak bardzo obecne i namacalne z całą paletą potrzeb, różnic, talentów, osobowości. Jak kosmos niepowtarzalne. Przez tę obecność uczą mnie o Twojej miłości i obecności, która jest zakorzenianiem, zakotwiczaniem, trwaniem na zawsze.
Bóg takim darem stanowczo wkraczał w moją przewidywalną i bezpieczną codzienność, za każdym razem powodując (wymuszając wręcz) rewizję moich planów i działanie, bo kolejny krok – przyjęcie daru – należał wyłącznie do mnie. Zachariasz musiał się otworzyć i przyjąć dar, by przemówić, by mogła dokonać się przemiana i rozwój. Bez tego przyjęcia i otwarcia nie byłabym sobą, dziś bardziej spójną. Dzięki nim dojrzałam, rozwinęłam się, nauczyłam się kochać, ufać; poznałam swoje ograniczenia i braki. Dzięki nim lepiej poznałam Ciebie, Panie – namacalnego, obecnego, z ludzką twarzą i uśmiechem. Dziękuję, że będąc matką, mogę dotykać miłości.
Chryste, Miłości czysta i doskonała, proszę, naucz mnie przyjmować Twoją miłość. Naucz zaufania i bycia. Otwórz moje oczy, uszy i serce na znaki Twej obecności. A Twoja ręka niech nas chroni.
Iwona Bielińska
Comments are closed.