
Odszedł i pozostał
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37).
Przyszedł do Niej Anioł, Ona Go przyjęła. Zwrócił się do Niej z pozdrowieniem, Ona zareagowała. Wyjawił Jej tajemnicę, dopytała się o nią. Gdy Jej wyjaśnił, powiedziała «tak». A gdy odszedł, pozostał w Niej. Stała się Matką. Już nigdy nie była sama. On na zawsze w Niej pozostał. Nastąpiła cudowna wymiana. Chociaż odszedł – był obecny. Poczęła się nieskończoność.
Może właśnie na tym polega niesamotne życie, aby inny, który do mnie przychodzi, pozostał we mnie. Zostawił coś ze swojego prawdziwego życia. Podzielił się cząstką szczerej myśli, odkrył swoje uczucia czy wyjawił sprawę, która go zajmuje. Wówczas mogę zareagować, dopytać, zainteresować się, wyrazić własne zdanie. Aby, gdy odejdzie, żył we mnie.
A jeśli to nie następuje? Nawet gdy się spotykamy, to jednak nie dotykają się nasze dusze, widzimy, ale nie dostrzegamy nic nowego, słyszymy, ale nie nucimy melodii serca, rozumiemy znaczenia słów, ale nie pojmujemy ich przesłania. Spotkaliśmy się, ale nie zrodziło to w nas nowego tchnienia. Może czasem wręcz przeciwnie – odebrało nam cząstkę posiadanego. Dlatego wolimy zachować już to, co mamy, nie ryzykując grabieży.
On nieustannie przychodzi. Stwarza dziesiątki okazji dziennie na odwiedziny posłańców obecności. Wówczas, gdy tylko jesteśmy gotowi, możemy stanąć w drzwiach naszego wnętrza i powiedzieć: «Zapraszam Cię, wejdź» – a zaproszeni, wejść.
Ojcze, dziękuję Ci za tę niezwykłą wymianę, z której zrodziło się życie Twojego Syna. Daj mi uważność na Ciebie przychodzącego w drugim człowieku.
br. Piotr Wardawy
Comments are closed.