
(Nie)zwykły
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu powiedział anioł Pański (Mt 1,24).
Józef trwał przy Maryi… To trwanie Józefa nasuwa mi wspomnienie pewnej terapii, którą prowadziłam około trzydziestu lat temu. Na leczenie odwykowe przyszedł człowiek znajdujący się w beznadziejnej – przynajmniej w moim poczuciu – sytuacji. Sprawca przemocy domowej i alkoholik. Rodzina już go nie chciała. Mieszkał w hotelu robotniczym, pracował fizycznie przy wywozie śmieci. Stawy dłoni miał tak zniekształcone przez długotrwający stan zapalny, że z trudnością poruszał palcami. Otrzymał ostatnią szansę. Właściwie stracił już wszystko.
Czy jako terapeuta dałam mu taką szansę? Przyznaję, że trudno mi było wierzyć, że to leczenie się uda. Jednakże na odwyku nikogo się nie odrzuca. W tamtych czasach najważniejsze w czasie pierwszej i kolejnych sesji było to, żeby pacjent przyszedł kolejny raz. Nie wiem, czy tak pracowałam. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, oprócz tego biegła terapia grupowa. Gdy myślę o swoim udziale w tym procesie, wydaje mi się, że po prostu trwałam z tygodnia na tydzień, i tak przez rok. Zakończyliśmy z sukcesem. Ten człowiek stał się delikatny w kontakcie, jakby rozwijał nieużywaną do tej pory część siebie. Moja obecność przy nim polegała na słuchaniu, zainteresowaniu nim, uważności na to, co mówi, by dostrzec alkoholowe zagrożenia czy tzw. pijane myślenie lub ucieszyć się nowymi – trzeźwymi doświadczeniami w jego życiu.
Dlaczego wspominam akurat tę terapię? Bo to była sytuacja nadzwyczajna. Przestałam myśleć, że mogę wiedzieć lepiej. Różne rzeczy dzieją się poza tym, co ogarnia racjonalne myślenie, nawet wiara. W moim kontakcie z tym człowiekiem działało coś poza tym, co dałoby się nazwać słowami. Była jakaś moc, która sprawiała, że on przychodził, nie pił, stawał na własne nogi, a ja tylko towarzyszyłam mu moją obecnością. On miał gdzie i do kogo przychodzić – i to działało.
Boże, proszę, bym słyszała Twoje, a nie tylko moje słowo.
Elżbieta Królak
Comments are closed.