
W drodze do domu…
«Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu» (Łk 5,24).
Na początku października do szpitala trafiła jedna z naszych Pań, siedemdziesięciodwuletnia kobieta. Przestała chodzić, osłabła. Przez kilka tygodni trwała diagnoza, która ostatecznie przyniosła informację o złośliwym raku, rozsianym właściwie wszędzie, głównie w kościach. Ból ogromny. I niewiele czasu…
Ta Pani w swoim życiu nie narzucała się Panu Bogu, nie u Niego szukała potwierdzenia, że jest kochana, chciana, potrzebna… Nie wypatrywała Go, bo myślała, że przez jej wybory to On przestał na nią patrzeć, zapomniał o niej…
Przyniosłyśmy ją do Jezusa. Panie, Ty wiesz… Twoja Córka boi spojrzeć Ci w oczy. Leży na łożu swojego życia bezradna, opuszczona, samotna. Nie ma przy niej tych wszystkich ludzi, którzy tak łapczywie jej używali; już nie jest im potrzebna… Co może dać?
W Święto Niepodległości podniosła wzrok, przyjęła sakramenty, pojednała się z Bogiem. Prawie pół życia bała się wrócić, trzeba było ją przynieść na łożu cierpienia i samotności. «Odpuszczone są Twoje grzechy»… Nie zapomnę tych oczu dziecka, uśmiechu, wzruszenia. «Jakby lżej» – szepnęła, oddychając spokojnie i głęboko.
Jej droga do domu Ojca powoli dobiega końca, już niewiele czasu do spotkania. Dźwiga łoże cierpienia i idzie, chociaż tak trudno jej wstać z hospicyjnego łóżka. Nie traci nadziei, mimo paraliżującego bólu. Jest w drodze, znów idzie…
Dziękuję Ci, Panie, przedziwne jest Twoje miłosierdzie. Proszę, nie daj mi zwątpić, trzymaj mnie na drodze do domu Ojca.
s. Marta Błaszak
Misja Małgorzata
Comments are closed.