
Źródło bliskości
Spadł deszcz, wezbrały potoki i rzuciły się na ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony (Mt 7,25).
Ostatnio chodzi za mną strach. Czytam Ewangelię i słyszę tylko jej połowę. Tę bardziej katastroficzną. Dziś słyszę: «upadek jego był wielki». To jest jak potok, który ciągle się na mnie rzuca. Chce mnie zniszczyć. Udowadnia mi, że moje życie skończy się źle, że nie ma w nim dobra, którym mogę się podzielić. Mówi: «Nie dziel się dobrem, które jest w tobie, bo zaraz ktoś ci udowodni, że to twoja pycha, że się przechwalasz, że to nieprawda». Ten głos grozi mi, nie pozwala oprzeć się na skale.
Skała to Ty – mój Ojciec, Ty, który jesteś źródłem dobra we mnie. Jestem Twym dzieckiem, należę do Ciebie, Ty działasz w mym życiu! Uzdalniasz do dobrych gestów.
Bliskość jest dla mnie taka trudna… Jeszcze trudniejsze jest jej dostrzeżenie, uznanie, że jest, że jestem do niej zdolna. Bo to przecież nic ważnego, że z kimś porozmawiam, zapytam, jak się ma; że pójdę pogadać, bo stracił kogoś; że powiem: «Pyszny obiad zrobiłaś!». To takie małe, tak szybko spycham takie rzeczy i nie potrafię się nimi ucieszyć… Ostatnio jeden mój znajomy mnie zaskoczył. Sprzedaje warzywa na targu. Bardzo się cieszy, gdy u niego kupuję. Niby mała rzecz, ale muszę się trochę wysilić, żeby tam pojechać, bo prościej kupić wszystko w Biedronce. Ostatnio właśnie się wysiliłam i pojechałam do niego po marchewkę. Gdy weszłam i nawet jeszcze nic nie zdążyłam powiedzieć, on zwrócił się do mnie: «Siostra to potrafi podnieść człowieka na duchu» – i wychwalał mnie pod niebiosa. Pomyślałam: «Przecież nic jeszcze nie zrobiłam, nic nie powiedziałam”. Wystarczyła obecność… tak mało..
Jednak gdy spojrzę z drugiej strony – jako biorca bliskości – to też niewiele mi potrzeba, by moje życie stało się piękniejsze, ważne, potrzebne. Wystarczy, że usłyszę: «Dobrze, że jesteś», czyli doświadczę przyjęcia mnie taką, jaka jestem – z moim strachem, z moimi słabościami. Czasem wystarczy rozmowa, SMS i już przypominam sobie, że jestem ważna, wartościowa, bo ktoś chce poświęcić mi swój czas. Wystarczy, że ktoś podziękuje za to, co robię, poprosi o pomoc…
Wiem, że nie mogę zatrzymać się na człowieku – na tym, co o mnie mówi, myśli. To byłoby budowanie na piasku, ponieważ wystarczy krzywe spojrzenie, krytyka, narzekanie – i już po radości, już wszystko się wali.
Wiem, że dobro, które otrzymuję do ludzi, ma źródło gdzie indziej. To jak westernowe drzwi do salonu – otwierają się, gdy je popchniesz, a potem same się zamykają. Tak miłość Ojca wpada czasem w me życie – przez człowieka, który się na nią otwiera, ale ten człowiek nie da mi jej w stu procentach. Nie mogę tego od niego wymagać, bo to drzwi, a nie źródło. Ja też jestem czasem drzwiami.
Uwielbiam Cię, Ojcze, moja skało, źródło mego życia i pokoju. Ty wszystko porządkujesz, stawiasz na swoim miejscu… Wtedy jest dobrze – nie muszę się bać, że moje życie się zawali. Z Tobą mogę być spokojna, jak niemowlę u swej matki.
s. Karolina Borzęcka, kapucynka NSJ
Comments are closed.