
Paraousia
Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Mt 24,44)
Kilka tygodni temu wysłuchałem kazania. Zapamiętałem z niego tylko sam początek, który mnie do głębi poruszył. Kaznodzieja wyjaśniał znaczenie słowa paruzja. Zwrócił uwagę, że owo greckie paraousia składa się z dwóch słów: para – ‘przy, obok’ oraz ousia – ‘istnienie, bycie’. Po analizie podsumował, że paruzja nie oznacza przyjścia, zbliżania się kogoś, kto jest w drodze, ale oznacza przybycie, czyli obecność, bycie obecnym. Stwierdził, że paruzja nie jest czymś, co się dokona, na co mamy oczekiwać, ponieważ to już się stale dokonuje. Pan już jest Obecny, jest Obecnością. Gdy to usłyszałem, poczułem ogromną ulgę i jednocześnie wzruszenie.
To już jest, dzieje się. Nie muszę już na nic oczekiwać, wypatrując nieznanej przyszłości, ale mogę zauważyć i przyjąć to, co już jest. Aktualną chwilę wypełnia Jego obecność przy mojej obecności. I jakby o nic więcej nie chodziło, jak tylko o przeżycie wzajemnej obecności. Pośród wyszukanych doznań i emocjonujących atrakcji doświadczenie takiego przebywania ze sobą ożywia nieporównywalnie – zawsze nowe i stale świeże, a zarazem najtrudniejsze do spełnienia.
Gdy rozmyślam nad kondycją własnego bycia tu i teraz w spotkaniach z drugim człowiekiem, zdaję sobie sprawę, że jestem w stanie podjąć się wielu szczytnych zadań, zająć się wieloma trudnymi problemami, z którymi borykamy się na co dzień, ale najtrudniej jest mi być po prostu obecnym. Bez uciekania myślami we własne sprawy, bez szukania rozwiązań tam, gdzie ich nie ma, bez niecierpliwej potrzeby uzdrowienia czy zmiany. Po prostu najpierw być. Obecny ciałem, świadomy własnych uczuć i z uwagą otwartą na przyjęcie, na doświadczenie obecności z wiarą, że On objawia się w spotkaniu osób.
Gdy myślę o tym, jakie są moje obecności, zastanawiam się, na ile doświadczam w nich Bożego uobecnienia. Najczęściej dużo rozmawiamy: słucham, wypowiadam się, ktoś drugi mówi, analizujemy sprawy, przyglądamy się im w poszukiwaniu nadziei. Czasem rozmowa jest jak droga prowadząca do celu, a czasem jak labirynt bez wyjścia. Bywają takie chwile – niezależnie od tego, czy jesteśmy na drodze, czy w labiryncie – gdy przez ułamek sekundy uchwycimy wspólne poczucie, wiedząc, że tak… To coś jest inne niż rozmowa, nie potrzeba słów ani pilnych rozwiązań. Nie do końca rozumiejąc, czym to jest, wspólnie coś przeżywamy, napotykamy spojrzenie, dotykamy wzajemności. Potem najczęściej jakby nic się nie zmieniło, ale jednak coś się zadziało. Nie mieliśmy „objawienia” Boga, ale kończymy trochę inni, ubogaceni, bliżsi Obecności.
Ojcze, daj mi uważność na siebie i drugiego człowieka, wyzwalaj mnie z lęków, abym stawał się coraz bardziej obecny w Twojej miłującej obecności.
br. Piotr Wardawy
Comments are closed.