
Strefa komfortu
«Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną» (J 13,8b).
Te słowa wymagają poddania się działaniu Jezusa, które onieśmiela, może budzić lęk, sprzeciw lub niechęć. Tak jest, gdy pozostaję na poziomie konkretu. Im dłużej przy tym zdaniu się zatrzymuję, tym bardziej traktuję mycie nóg jako metaforę duchowego oczyszczenia poprzez miłość, ofiarność, oddanie. Szokujący gest pełen pokory, doświadczenie, które pozostaje na zawsze w pamięci, na pewno coś zmienia w człowieku.
Trudno przyjąć taki gest, taką «miłość do końca», w dodatku od Jezusa. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Chyba nie potrafię stanąć ani po stronie umywanego, ani po stronie myjącego. Może w chwili uniesienia poczułabym taką miłość, ale gdyby przenieść to uniesienie na konkretne działanie, na przykład wobec bezdomnego, pewnie moja miłość nie sprawdziłaby się. A przyjąć bezgraniczną miłość od Mistrza – to już w ogóle nie wchodzi w grę. Od drugiego człowieka też niełatwo. Czuję, jak stawiam granicę. Dlaczego? Bo brakuje mi dobrego doświadczenia, chyba od zawsze; bo się zawiodłam i byłam odrzucana.
Tak bezgranicznie dawać lub tak bezgranicznie przyjmować – to ryzyko. A ja potrzebuję bezpieczeństwa, już nie chcę narażać się na zranienia. Zbyt boleśnie odczułam je w przeszłości. Trudno teraz uwierzyć, poczuć i przyjąć, nawet gdyby to była miłość Jezusa. Mówią, że jest, ale to łaska, więc może nie przyjść i nie ma co się obawiać na zapas.
Rozumiem lepiej, jak trudno przyjmować tym, którym chcę dawać i którym daję. Przyjmowanie wymaga otwarcia, pokory, zaufania… Jeśli się jest poturbowanym przez życie, to niemal niemożliwe. A tę oczyszczającą miłość Jezusa trzeba by przyjąć, by móc pójść za Nim. Jak mi daleko do tego…
Na razie modlę się o roztropne zaufanie w życiu, szczególnie wobec bliskich.
Elżbieta Królak
Comments are closed.