
Spojrzenie miłości
«Czas mój jest bliski (…)» (Mt 26,18).
To już końcówka, jeszcze ta ostatnia Pascha, spotkanie… Dobrze, już chyba nie mam siły, już bym chciała, żeby się to wszystko skończyło. Spoglądam na zgromadzonych przy stole, zatrzymuję wzrok na Judaszu. Ten to ma tupet, dopiero co sprzedał Jezusa, a teraz tak po prostu siedzi z Nim przy stole… Jakby nie wiedział, że On go zna i pewnie wie, co zrobił.
Jezus rozgląda się, jakby kogoś szukał. Dostrzegam wzrok Jezusa. Patrzy ze smutkiem, Jego oczy jakby za kimś tęskniły. To dziwne – On… patrzy na mnie! Oglądam się do tyłu. Czy na pewno chodzi o mnie? Przecież chciałam być tylko widzem. Jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś. Tak, On wie wszystko… Spuszczam wzrok, nie wiem, co Mu powiedzieć, wstydzę się. Jestem wśród Jego najbliższych, siedzimy razem przy stole, ale wiem, że jutro, kiedy będzie w Ogrójcu, też Go zostawię, zasnę zmęczona tą ciągłą bieganiną, ciśnieniem, żeby ze wszystkim zdążyć. Nie przyznam się do Niego, bo wtedy musiałabym inaczej, a przecież…
«Czyżbym to ja, Rabbi?» (por. Mt 26,25). Czuję, że On wciąż na mnie patrzy, podnoszę wzrok. Jego oczy jakby mówiły: «Tęsknię za tobą, tęsknię za tobą! Gdzie jesteś? Przyjdź i przytul się do mojego Serca. Czekam na Ciebie! Bądź przy Mnie, potrzebuje cię». Ja? Mogę przyjść? Potrzebujesz mnie, Jezu?
Jezu porzucony i zdradzony przez najbliższych, pozwól mi dostrzec Twoje tęskniące za mną Serce…
s. Marta Błaszak
Comments are closed.