
Bóg na szyi brudasa
A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go (Łk 15,20).
Pewien dojrzały mężczyzna, gorliwie praktykujący katolik, walczy z nałogiem pornografii i samogwałtu. Nienawidzi siebie, kiedy to zrobi. Nie potrafi się modlić, kiedy jest w stanie grzechu. Ma odrazę do siebie za to, że jest taki słaby, że znowu dał się złapać diabłu na tę samą sztuczkę. Myśli o sobie, jaki jest beznadziejny. Tyle już postanowień, modlitw, nowenn, postów o chlebie i wodzie. I nawet jakiś czas działało, ale prędzej czy później wracał do punktu wyjścia.
Pewnego wieczoru znowu to zrobił. A był to piątek. Gdy leżał w łóżku, przyszła mu myśl: «Dla kogo jest piątek? O kim On myślał, wisząc na krzyżu? Na kim Mu wtedy najbardziej zależało?». «Na właśnie takich jak ja! Takich jak ja – brudnych, śmierdzących grzechem, upodlonych, głupich głupotą swoich błędów!» Pan przyjmuje mnie takiego. Rzuca mi się na szyję, choć teraz czuć ode mnie cuchnący odór moich grzechów. Całuje mnie brudnego. Sandały na nogi, pierścień, uczta także będą. Teraz jest czas na coś innego, na coś bardzo ważnego. Teraz jest czas na bliskość, która leczy nieczystą bliskość. Teraz jest czas na ciepło, które uzdrawia, na ciepłą bliskość Boga. Teraz jest czas na dotyk, który leczy nieczysty dotyk. Pocałunek pełen godności.
Jego miłość na mojej szyi. Jego dotyk! On się mną nie brzydzi. Jego czułość mnie zdumiewa. On lgnie do mnie, choć wie, jaki jestem i jaki potrafię być.
Boże, mój Ojcze, dziękuję Ci, że się mną nie brzydzisz.
br. Przemek Kryspin
Comments are closed.