Powiew wolności

«Odjechał w dalekie strony…» (Łk 15,13).

Po co? Nie dlaczego, ale po co? Miał dom, rodzinę, miłość, bezpieczeństwo, a jednak odszedł. Czy mu czegoś brakowało? Był egoistą, lekkoduchem, niewdzięcznikiem? A nawet jeśli tak, jeśli te grzechy zdominowały jego decyzję, to przecież każdy w głębi duszy jest dobry. Po co więc? I mam na to tylko jedną odpowiedź – bo go nie było. Musiał odejść, by zbudować siebie, zbudować swoją odrębność, poznać siebie i narodzić się na nowo.

Starszy brat tkwi w swej uległości, myśląc, że tym zaskarbi sobie miłość ojca. Ale ja już nie chcę tak tkwić w uległej pobożności, religijności, nie znając siebie. Nie wierzę, że Bóg chce, abym była wierną niewolnicą. On chce miłości, na pewno. A kochać mogę dopiero wtedy, gdy nie zniewalają mnie nieuporządkowane przywiązania, wewnętrzne ograniczenia. Idę więc z tą myślą, powoli porzucając za sobą ziarenka fałszywych przekonań, oskarżycielskich powinności, iluzji przyszłości i zastygłych ról. Czuję powiew wolności na swej twarzy. Po prostu jestem.

Panie, ufam, że każdego dnia dajesz mi okazję do budowania swojej tożsamości w Tobie, do odejścia spod litery prawa do wolności, miłości. Proszę, usuwaj we mnie lęk, który mnie ogranicza i przytłacza. Stworzyłeś mnie przecież najlepiej, jak chciałeś. Czego mam się lękać?

Katarzyna Prusiecka