Miarą dziewczynki

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec. Nie osądzajcie, a nie będziecie osądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni. Przebaczajcie, a będzie wam przebaczone. Dawajcie, a będzie wam dane. Miarą dobrą, ubitą, utrzęsioną, przepełnioną wsypią wam do kieszeni. Jaką bowiem miarą mierzycie, taką i wam odmierzą» (Łk 6,36-38).

Poczułam, jakby ktoś rozdrapał ranę w moim sercu. Odruchowo próbowałam załagodzić ten stan i jakoś się pocieszyć, ale dotarło do mnie, że to «ja», to mój ból, moje zranione serce. Chcę je przyjąć właśnie takie – krwawiące. Nie zalepiać go już «plastrami» ani nie udawać, że już «nie boli». Boli.

Ten ból doprowadził mnie do małej dziewczynki. Była w domu z tatą. On spał – ona go pilnowała niczym największego skarbu. Była jeszcze mama, ale ona nigdy nie miała czasu i bardzo rzadko bywała w domu. A tata był z dziewczynką. Co prawda, gdy spał, to trochę jakby go nie było, ale dziewczynka sobie myślała, że nawet lepiej, jak śpi. Jest wtedy jak Książę z bajki. Czuwała więc przy nim, bo może się obudzić. Zechce mu się pić albo zrobi mu się zimno – wtedy będzie mogła zaspokoić jego potrzeby, a to przecież zaszczyt. Nie każdy może być tak blisko Księcia jak ona. Zdarzało się, że Jego Książęca Mość uśmiechnął się do niej albo nawet z czułością wypowiedział jej imię. A to już było coś. Było na co czekać, tylko on bardzo rzadko się budził. A może to jej tak się wydawało? Nudziła się bardzo. Brakowało jej kontaktu z nim, ale zaraz strofowała samą siebie, że jest niewdzięczna. Nie powinna marudzić, przecież tylko ona dostąpiła zaszczytu obcowania z Księciem.

Czasami los się do niej uśmiechał. Książę pozwalał jej zająć miejsce obok siebie w tym samym łożu, w którym miał zwyczaj spać. Och, jaka była wtedy szczęśliwa! Książę bywał czuły – potrafił przytulić, pogłaskać, czasem wysłuchać i zrozumieć. To łoże było jakieś tajemne, bo w nim Książę jakby ożywał, dostrzegał leżącą obok niego i wtulającą się w niego dziewczynkę. A może to jej się tak wydawało? Chciała nadać tym wyjątkowym dla niej momentom szczególną wartość. Nie pamiętała innych, w których mogła się przytulać. Bardzo tego potrzebowała. A Książę krzywdy jej nie robił – tak wtedy myślała. Tylko jakoś dziwnie złościła się na nią mama i ona sama również czuła, że coś jest nie tak – z nią jest coś nie tak i powinna się wstydzić. Dlaczego? Nie wiedziała.

Teraz jest dorosła. Przestała wierzyć w bajki. Próbuje się mierzyć z rzeczywistością, powoli demaskując kolejne bajkowe sceny. I wylewa morze łez… Tyle bólu w niej jest… Zmaga się też z ciągłą «potrzebą» samopotępienia i oskarżenia. Trudno jej wybaczyć sobie własne upadki, choć coraz bardziej rozumie, gdzie jest ich źródło. Chce natomiast od Boga Ojca uczyć się tego, jak być miłosierną, najpierw dla siebie.

Panie Jezu! Tylko Ty wiesz, jak uleczyć rany mego serca. Wejdź w nie Twoją miarą – dobrą, utrzęsioną, przepełnioną. I uczyń mnie Żywą. Amen.

Małgorzata Werpachowska