
Sam na sam z Jezusem
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić (Łk 9,28b).
Słowo Boga jest żywe. Doświadczam tego, wsłuchując się w dzisiejszy fragment Ewangelii. Choć znam go prawie na pamięć, odsłania przede mną zasłonę i ukazuje nową, nieodkrytą przeze mnie dotychczas część.
Góra Tabor kojarzy mi się jednoznacznie ze szczęściem, z bliskością Pana; zazwyczaj bywa ukazywana jako przeciwieństwo Golgoty. Widzę radość uczniów wybranych do towarzyszenia Jezusowi, zaproszonych przez Niego do uczestnictwa w Jego intymnym spotkaniu z Ojcem. Jezus chce im pokazać coś więcej. A uczniowie? Jakby nie zdawali sobie sprawy z wagi tego momentu. Śpią. Są nieidealni – wybrani, ale słabi. Śpią. Piotr – Skała mówi od rzeczy. Próbuję wejść w tę scenę i dołączam do grona idących uczniów. Rozmawiamy zwyczajnie o tym, co wypełnia naszą codzienność. Zmęczona wędrówką siadam z uczniami i też zasypiam ze zmęczenia. Nie tylko przebytą przed chwilą drogą, ale własnym życiem. Wielością spraw i myśli, od których chcę uciec. Tak naprawdę nie skupiam się na Jezusie, ale na sobie. W tej scenie utwierdzam się w przekonaniu, że Jezus takich nas, niedoskonałych, zaprasza do relacji z sobą. Zaprasza mnie do relacji synowskiej, która przyjmuje moją słabość i nie wynika z moich zdolności czy mojego wysiłku, nie jest warunkowa. Razem z uczniami ulegam fascynacji, gdy przebudzona widzę Jezusa rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem. Mogłabym śmiało podpisać się pod niedorzecznymi słowami Piotra, byle zabrać głos i ukryć nieumiejętność przeżycia tego, co właśnie się dokonuje.
I wreszcie spoglądam na Jezusa. Oszołomiona tym, co się wydarzyło, zatrzymuję się na Nim. Zaskakuje mnie to, co widzę. Jezus rozmawia o tym, co ma się wydarzyć w Jeruzalem. Cóż takiego?! Przecież rozmawia o krzyżu, o swojej męce, o… śmierci. Oto zasłona odkryta dzisiaj przede mną. Moje serce zatrzymuje się przy Jezusie. Co On czuje? Co przeżywa, mierząc się ze świadomością tego, co ma nadejść?! Po chwili słyszę piękne słowa Ojca: «To jest mój Syn Wybrany, Jego słuchajcie» (Łk 9,35), ale słowa te opatrzone zostają stwierdzeniem: «Jezus jest sam» (Łk 9,36). To zdanie mnie przeszywa i zatrzymuje. Słowo dudni we mnie jak echo: «sam»… Otwiera we mnie cały obszar wspomnień wydarzeń, w których ostatecznie i ja zostaję sama, choć wokół otacza mnie wiele drogich mi osób. Chociaż próbuję dzielić się z nimi tym, co przeżywam, to ostatecznie i ja pozostaję sama. Sama z decyzją «Jak żyć?». Taki Jezus, osamotniony w przeżywaniu treści swojego życia, jest mi bliski.
Jezu, dziękuję Ci, że jesteś prawdziwy, autentycznie przeżywający to, co miało się dokonać. Boże, dziękuję Ci za to, że zapraszasz mnie do drogi z Tobą, bo jestem Twoją córką.
s. Magdalena Sitkowska
Comments are closed.