Sprawiedliwość i pojednanie

Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5,20).

Pierwsze słowo, które dotknęło mnie w dzisiejszym czytaniu, to «sprawiedliwość». Pomyślałam, że to ważne dobrze mierzyć i oceniać, a następnie postępować właściwie. A potem zobaczyłam zakończenie z tak wyraźnym nakazem przebaczania i jedności, które w pierwszej chwili w ogóle mi do tej sprawiedliwości nie pasowało. Gdy ponownie przeczytałam ten fragment, skupiłam uwagę na słowie «faryzeusz». I wszystko stało się jasne – zawsze, gdy Bóg mówi o faryzeuszu, wiem, że mówi o mnie.

Faryzeusze byli nie tylko znawcami Pisma, ale też je interpretowali. Oceniali zatem znaczenie słów i dzieł Bożych, decydowali, co jest dobre, a co może być lepsze. Byli surowi w swojej religijności, jak wspomina o tym święty Paweł (zob. Dz 26,4–5). Ja też bardzo lubię oceniać. Szybko decyduję, co jest dobre, a co złe, i rzadko te oceny mają coś wspólnego z rozeznawaniem. Często też wiem, co ktoś mógł zrobić w swoim życiu lepiej, ale się tego nie podjął. Niejednokrotnie dzielę się swoim sprawiedliwym spostrzeżeniem, bo przecież mówię prawdę, choć ta boli. Tylko że Jezus nie mówi mi, żebym sprawiedliwie pouczyła brata, ale udała się do niego, jeśli on może mieć coś przeciw mnie. I jeszcze mam się z nim pojednać, zanim stanę przed Bogiem, ofiarnie Mu dziękując. Jak to zrobić?

Wierzę, że Bóg poprowadzi mnie przez trudną drogę dochodzenia do jedności. Dziś pokazał mi pierwszy krok – nawet najsprawiedliwsza ocena może prowadzić do podziałów. Interpretacja cudzego zachowania, opinia na temat wyborów życiowych, kilka dobrych rad, które mimochodem pokazują moją wyższość, ale mogą sprawić, że brat będzie mieć coś przeciwko mnie.

Bóg nie chce ode mnie, żebym była surowa dla innych jak faryzeusz. Wzywa mnie do sprawiedliwości wobec siebie, abym przyglądała się, czy moje czyny i słowa nikogo nie ranią. Czy to, co mówię i robię, buduje czy niszczy. Bóg mówi dobitnie o mocy, jaka tkwi w wypowiadanych słowach, a ich konsekwencje napawają grozą. Przecież karą za osąd brata może być nawet piekło ogniste. Widzę jeszcze w tym fragmencie, że Bóg rozumie moje emocje – czasem mogę poczuć gniew, ale gdy świadomie chcę trwać w gniewie, taka postawa podlega karze sądu. Między uczuciem a wypowiedzianym słowem zawsze jest miejsce na miłość.

Boże, przepraszam Cię za każde słowo oceny, które zraniło moich braci. Proszę Cię, lecz mnie z pychy i wlej w moje serce pokorę. Chroń moje wargi przed słowami, które ranią innych, i wskazuj drogę do pojednania w sytuacjach trudnych.

Elżbieta Pawlak-Hejno