
Przyszedł czas
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?» Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć» (Mt 9,14-15).
Stoję przy grobie i płaczę. Zabrali Go, a ja nie wiem dokąd. Gdzie On teraz jest? Śmierć bliskich zamyka pewien rozdział życia, bezpowrotnie. Idę dalej. Nowy etap drogi zaczyna się spękaną, suchą, niegościnną ziemią. Nawet jeśli są tu jakieś istoty żywe, to pochowały się. Cisza, pustka. Zatrzymuję się i wsłuchuję w siebie. Pozornie nic nie słyszę nawet tutaj. Niczego nie pragnę, na nic już nie czekam. Uczucia pochowały się jak te dzikie zwierzęta. Pustynia zaczyna mnie wchłaniać. Obumieram.
Przypomina mi się film Niebo nad Saharą. Prawdziwa historia kobiety poszukującej na pustyni zaginionego ukochanego. Choć jest bardzo blisko, nie odnajduje go, nie wystarcza jej sił. Dowiaduje się natomiast, czym jest miłość i jaka jest jej siła. Poznaje i odnajduje siebie. Ostatecznie ratuje ją wielbłąd, na którym wędruje. Instynktownie idzie do źródła wody.
Wsłuchuję się dalej w siebie. Wiatr obojętności smaga mnie po twarzy. Zaczynam coś czuć, głęboko w sobie. Nieznana siła powoli wydobywa się na powierzchnię. Ona sprawia, że idę dalej, dźwiga mnie, bym nie poddała się, nie upadła. Ta siła nie należy do końca do mnie, choć jest we mnie. Dociera do mnie świadomość, że przeżyję! Odnajduję miejsce jej pochodzenia. To moje serce. Stworzone, by kochać, być w relacji, dawać życie i je przyjmować. Słyszę, jak bije coraz mocniej. W nim tętni potężne Źródło, które wciąż się odnawia i nie wyczerpuje. Pozwalam mu się swobodnie wydobywać, niech płynie i ożywia, niech ogarnia mnie całą!
Na tej pustej ziemi odkrywam życie w sobie. Widzę siebie na nowo. Czuję siłę kobiety kruchej i delikatnej. Słyszę jej stanowczy, ale czuły głos. To pustynne miejsce zaczyna się zmieniać. Odczuwam samotność, potrzebuję jej, choć na horyzoncie widzę bliskie osoby. Wołają mnie, pokazują kierunek, czekają. Muszą poczekać, bo do moich uszu dobiega jeszcze inny Głos. On sprawia, że po raz pierwszy czuję się jak ta, która szuka Ukochanego, Tego „pierwszego spośród wielu braci” (Rz 8,29). Czuję, jak siła życia obejmuje mnie całą, jak pasja szukania nabiera rozpędu. Jeśli Go znajdę, Źródło we mnie sprawi, że ta niegościnna ziemia stanie się oazą i Nie będą więcej mówić o tobie «Porzucona», o krainie twej już nie powiedzą «Spustoszona». Raczej cię nazwą «Moje w niej upodobanie», a krainę twoją «Poślubiona» (Iz 62,4). Mój smutek w radość się zamieni.
Jezu, potrzebuję Cię; wołaj do mnie na pustyni, bym nie przestawała Cię szukać.
s. Dorota Wac, Kapucynka NSJ
Comments are closed.