
Od początku
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
[…]
Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami (J 1,1-3;14).
Od początku po prostu… byłem. Zacząłem istnieć dzięki spotkaniu się dwóch komórek. Musiał to być niezwykły moment, w którym to już byłem „ja”. Istniałem w najprostszy z możliwych sposobów, bo jeszcze zupełnie nic nie mogłem. Ani myśleć, ani zauważać czy słyszeć, ale już byłem. I przybywało mnie coraz więcej. Kształtowało się moje serce tłoczące pierwsze krople krwi. Rozwijał się układ nerwowy. Choć bardzo prosty, ale już gotowy reagować na pierwsze bodźce. W pewnym momencie było mnie już tak dużo, że nie mieściłem się tam, gdzie się począłem, i musiałem opuścić moją cudowną kołyskę.
Od tego momentu powoli odkrywałem niesamowitą rzecz, że „ja” to „ja”. Choć „byłem” od początku własnego istnienia, dopiero po czasie zaczynałem to rozumieć. I chciałem być wszędzie. Wszystkiego dotykać, próbować i smakować. Stawiałem tysiące pytań i nieustannie poznawałem każdy szczegół otaczającego mnie świata. Życie mnie zapraszało, aby każdą jego chwilę przeżywać swoim istnieniem.
Jednak okazało się, że nie wszystko sprzyjało temu, abym był coraz bardziej. Im bardziej byłem, tym mocniej bolało. Przestałem być w słowach, które wypowiadałem. Głęboko schowałem uczucia, które sprawiały, że przeżywałem świat jak nikt inny. Wycofałem się, aby przetrwać. Dostosowanie się było formą istnienia. Paradoksalnie ciągle coś robiłem, sprawiałem wrażenie, że jestem wszędobylski, a jednak były to tylko puste gesty i niemające pokrycia w rzeczywistości słowa. Zgubiłem drogę do siebie. Poznałem pustkę nieobecności, bolesne przeczucie własnego nieistnienia. Nie było mnie.
Może właśnie dlatego żywo zareagowałem, jak obudzony z długiej śpiączki chory człowiek, gdy usłyszałem wołanie: «Gdzie jesteś, Piotrze? Czemu nie ma ciebie u siebie? Co się stało z twoim istnieniem? Zobacz – jesteś. Poczuj swoje ciało. Dotknij ziemi. Zacznij oddychać. Patrz. Słuchaj. Zauważ myśli. Odczuwaj. Słowo potrzebuje ciała, aby nie było teorią rodzącą pustkę i otępienie. Ciało potrzebuje słowa, aby nie było ziemią rodzącą cierń i oset».
Obudziłem się i z wrażenia szeroko otwarłem oczy, bo zobaczyłem, że po prostu… jestem.
Dobry Ojcze, jakkolwiek się pogubię, Ty zawsze mnie wołaj, abym mógł odnaleźć siebie w Tobie i wrócić do Ciebie w sobie.
Piotr Wardawy OFMCap
Comments are closed.