
Nie bój się… Będziesz niemy
Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy (Łk 1,21-22).
Pamiętam, gdy w dzieciństwie mama robiła mi zastrzyki i chciała, żebym się rozluźniła. Mówiła wtedy: «Pomyśl sobie, że jesteś na łące, świeci słońce, pachną kwiaty»… Raz mi się udało… A potem poczułam się mniej komfortowo, z igłą wbitą w pośladek.
Bóg mówi do Zachariasza: «Nie bój się, rozluźnij, wysłuchałem cię”. A za chwilę: «Będziesz niemy!”. Bo nie uwierzyłeś. Bardzo zachęcające do bycia sobą, do otwartości, szczerości! Jak miał wierzyć jako osiemdziesięciolatek? Jak to będzie, skoro już nie jestem zdolny do tego, by mieć dzieci? Za to taka kara? To już lepiej się nie odzywać. Człowiek całe życie był wierny, sprawiedliwy, służył jako kapłan, tymczasem nagroda za wytrwałość wybrzmiewa w zapowiedzi: „Będziesz niemy!”.
Budzi się we mnie agresja. Rzucam się jak mysz w terrarium. To niesprawiedliwe, nieludzkie, jak tak można! Protestuję! To brak poszanowania dla wolności! Ale to się na nic nie zda, bo pan może mnie w każdej chwili wziąć za ogonek i zrobić ze mną, co mu się podoba.
Tak widzę Twoją moc, raczej przemoc. Nie mam nic do gadania. Gdzie tu miejsce na wolność? Jak budować relację z takim Bogiem? Nie da się. Trzeba się bronić, uciekać. Boję się, bo i tak wiesz lepiej, i tak zrobisz swoje.
Ty naprawdę wiesz lepiej. Przychodzisz z dobrą nowiną, z ratunkiem dla mnie, ale wiesz, że nie dorastam do tego. Chciałabym być szczęśliwa tak po ludzku – cieszyć się zdrowiem, mądrością, brakiem większych problemów, konfliktów, uzależnień. A Ty jakbyś tego nie słyszał, skoro dajesz – jakby na przekór – to, czego nie chcę. Zabierasz mi głos. W takiej sytuacji mogę tylko czekać, aż coś zmienisz… Pomagasz mi w ten sposób zaufać Ci, uwierzyć..
Ty odczytujesz moje najgłębsze pragnienia. Wiesz, że chętnie oddam moją cenną wolność, że ciągle szukam kogoś, kto pokaże mi drogę. Wiesz, że chętnie zaufam komuś, kto jest mądry i silny. Wiesz o tym wszystkim i czasem zamykasz mi usta, bym to usłyszała, nie zaś by mnie karać. Ty chcesz być dla mnie tym kimś. Chcesz mnie wziąć za rękę i poprowadzić o stopień wyżej, bym widziała nie tylko oczami ciała.
Panie, pozwól mi widzieć Twe prawdziwe oblicze. Nie dopuść, bym się zatrzymała w połowie drogi, przestraszona moją wypaczoną wizją Ciebie. Pozwól zaufać Ci i wejść na drogę prawdziwej wiary – często trudnej i niezrozumiałej, bym mogła przyjąć prawdziwe szczęście, które nie kończy się na ziemi.
s. Karolina Borzęcka
Comments are closed.