Wejść na dach!

On widząc ich wiarę, rzekł: «Człowieku, odpuszczone są ci twoje grzechy» (Łk 5,20).

Jezus w tej ewangelii od początku jawi się jako wzór mężczyzny. Jest odważny, zdecydowany, konkretny i pewny tego, co robi. Naucza, choć ma świadomość, kto jest obecny pośród tłumu. Faryzeusze czekają, aby złapać Jezusa na jakimś słowie. Chrystus ma moc Pańską, która pozwoliłaby na uzdrowienie z każdej choroby i niemocy. Jednak w tym się objawia wielkość, a zarazem pokora Jezusa. Szanuje wolność obecnych oraz ich decyzyjność. Ludzie słyszeli, że uzdrawia i czyni cuda. Jednak pozostają w tłumie. Chrystus po porostu jest obecny.

Zdumiewającym dla mnie momentem, który rodzi we mnie nadzieję i zapał, jest wejście paralityka na dach. W tamtych czasach wychodziło się na dach, aby modlić się, składać ofiary, wygłaszać nauki. Słowem, z dachu było się dobrze widzianym i słyszanym. Na dachu będzie ujawnione to, co było ukryte. Wyjście na dach ujawnia mnie takim, jaki jestem przed wszystkimi. Już nie jestem jednym z wielu w tłumie. To trudne. Najpierw dokonuję tego wyjścia w moim sercu poprzez decyzję, zgodę na to, że mogę być wytykany i oceniany, lecz skupiam się na moim spotkaniu z Jezusem. To krok na mojej drodze do uzdrowienia. Uznanie swojej niemocy, lęków, paraliżu, akceptacji siebie „tu i teraz” wyzwala mnie ze skupiania się na tym, co pomyślą i powiedzą inni. Tu odkrywam moją przestrzeń spotkania z Jezusem. Bez zakładania, jaki powinienem być. Właśnie taki czuję się najbardziej przyjęty, akceptowany i ukochany przez Jezusa.

Bycie w tłumie jawi się dla mnie jako bycie letnim. To w pewien sposób łatwe – nie trzeba podejmować decyzji, odpowiedzialność jest zachwiana. Tłum budzi we mnie przekonanie o pewnej anonimowości i braku tożsamości. Pamiętam z lat szkolnych, że gdy nauczycielka zwracała się do całej klasy, tak naprawdę nikt nie brał do siebie jej słów. Wzajemne spotkanie było możliwe, gdy zwracała się personalnie. Podobnie Jezus – On pragnie spotkać się osobiście tu i teraz. Moja akceptacja swoich przeżyć i stanów sprawia, że dochodzi do spotkania dwóch serc: Jezusowego, które wypatruje mnie i oczekuje, dając przestrzeń wolności, oraz mojego – błądzącego, lecz zdeterminowanego i zmęczonego szukaniem własnej drogi do Jezusa. Gdy już dochodzi do naszego spotkania, wtedy owa moc Pańska podnosi mnie z tego, co mnie paraliżuje, i sprawia, że staję się bardziej decyzyjny.

Panie Jezu, proszę Cię o odwagę i męstwo, bym z każdym dniem stawał się bardziej świadomy siebie i Twojej miłości we mnie. Amen.

Dawid Buza OFMCap