Szczęśliwe oczy

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł:  «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom». (…) Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie» (Łk 10,21.23).

Dostałam zaproszenie od Ciebie. Mam pewien opór w sobie. Czuję zmęczenie. Wiem, że spotkanie będzie pełne emocji. Ciekawość, co tym razem chcesz mi powiedzieć, co pokazać, zwycięża. Przychodzę. Z pozoru nic się nie dzieje. Zmęczeni uczniowie powoli przychodzą jeden po drugim. Wracają z posługi głoszenia prawdy o Tobie i Twoim królestwie. Cieszą się, że przez ich ręce – rybaków, celników, grzeszników – dzieją się cuda! Jednego kojarzę. Nie ma zbyt ciekawej przeszłości. Widzę, jak z zapałem opowiada o uzdrowieniach, które się zadziały, gdy mówił. On jest tak samo zdziwiony tym faktem jak ja. Nie wiem, jaka ma być moja reakcja. Niedowierzam. Czy pytać o cokolwiek? Czy po prostu cieszyć się razem z nim?

Uczniów jest coraz więcej. Wyczuwam tę ogólną radość i próbuję całą sobą wejść w ten klimat. Ogarnia mnie jakiś rodzaj podekscytowania tym, że biorę udział w wydarzeniu niepojętym, tajemniczym. Patrzę na Ciebie. Ty słuchasz z ciekawością, ale nie chwalisz każdego z nich z osobna za to, co zrobił. Ogarnia Cię radość o wiele głębsza niż ta uczniów, radość w Duchu Świętym. Co to znaczy? Cieszysz się nie z tego, że przez tych prostych ludzi moc Ojca schodzi na ziemię, ale że tych prostych wybrał i w Nim zapisane są ich imiona.

Gdy słyszę Twoje słowa do Ojca i patrzę na uczniów, czuję, że mogę być sobą. Nie muszę być mądra, silna w oczach ludzi, nie muszę się spinać, żeby błyszczeć bystrością i elokwencją. Mogę być taka, jaka jestem, i tak jest dobrze. Doznaję ulgi. Poznanie Ciebie nie zależy do końca tylko ode mnie. To Ty dajesz mi tę łaskę: «Nikt też nie wie (…), tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić» (Łk 10,22).

Dziwię się, że tak przy wszystkich zaczynasz rozmawiać z Ojcem. Przecież zazwyczaj usuwasz się w zacisze, w samotność. Teraz chcesz, żebym była świadkiem tej relacji. Patrzę na Ciebie i widzę jej wyjątkowość. Z pozoru zakryta przede mną, nie mam do niej dostępu – «Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn» (Łk 10,22). Przyglądam się Twojemu dziękczynieniu, które zanosisz do Ojca. Wyczuwam, że Wasza relacja jest bardzo bliska i budzi się we mnie zazdrość. Ja też pragnę takiej relacji! W tej chwili odzywasz się do mnie: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie» (Łk 10,23). Zapraszasz mnie bliżej.

Dotykam prawdy, która też mnie dotyczy, choć rozumem nie umiem jej objąć. Liczy się, czy chcę odpowiedzieć na nią. Czuję, jak serce bije mi coraz mocniej. Patrzysz mi prosto w oczy i zapraszasz do tej relacji, którą masz z Ojcem. Moje ciało zaczyna się kurczyć i narasta panika. Boję się bliskości – tym bardziej takiej, której nie jestem w stanie pojąć. Wiem, kim i jaka jestem! Im bliżej Ciebie jestem, tym bardziej widzę siebie. Ta prawda powstrzymuje mnie przed wejściem w głębszą relację. Czuję, że chcę się wycofać. Liczę zyski i straty. Pragnę bliskości, ale tak trudno mi zaufać. Trudno mi uwierzyć, że to relacja na stałe. Nie zaczyna się ani nie kończy jak wiele innych. W tej relacji mogę być sobą.

Przekonują mnie i uspokajają dwie rzeczy. Po pierwsze, doświadczenie uczniów. Mimo ich ułomności, historii, słabości, wybierasz ich, Jezu, jesteś z nimi, posyłasz ich, dziękujesz Ojcu za nich, cieszysz się z nimi. Świadectwo uczniów mnie zachęca, ośmiela Twoje serdeczna postawa wobec nich. Pragnę takiej bliskości. Pragnę takiej głębokiej radości. Po drugie, Twoje słowa: «Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli» (Łk 10,24). To jest mój czas. Teraz, tutaj, w tym momencie życia zapraszasz mnie do relacji przyjaźni. Mogę tego nie pojmować, bać się, być nieporadna, uciekać i wracać. Jesteś. Cierpliwie czekasz, obserwujesz, dajesz wszystko, czego potrzebuję, przekonujesz mnie konkretnymi znakami miłości. Czuję w całym ciele napięcie i ponaglenie. Szkoda mi się wycofać, szkoda mi uciekać. Pomimo lęku przyjmuję zaproszenie do szczęścia. Przeciskam się przez tłum. Podchodzę bliżej. Nie wiem, czy za jakiś czas znów nie ucieknę. Będzie za blisko! Ty znasz mnie i wiesz, że wrócę. Bo szczęśliwe moje oczy, gdy patrzą na Ciebie.

Proszę Cię, daj mi oczy szczęśliwe. Takie, które nie tylko patrzą, ale widzą. Bym widziała ludzi, świat takim, jaki jest. Daj mi oczy, które widzą Twoją bliskość i miłość. Proszę o spojrzenie na siebie pełne miłości i akceptacji. Daj mi oczy szczęśliwe, widzące Ciebie w oczach drugiego człowieka.

s. Dorota Wac, kapucynka NSJ